Moderowanie postów czasowo włączone

Moderowanie postów czasowo włączone

sobota, 16 maja 2015

538) Stateczny Anioł

Leżę sobie w moim poznańskim łóżku (raz na jakiś czas trzeba się wyspać, a że ostatnio sypiam częściej w nie swoim mieszkaniu, to moim łóżkiem, małym, ale najwygodniejszym na świecie, delektuję się bardziej niż zwykle) i po kilku piwach naszło mnie na kontemplacje na temat życia.
Przypomniałem sobie, jak jako nastoletnie Anielątko na początku studiów uwielbiałem wychodzić z domu, poznawać tych wszystkich nowych ludzi i imprezować do białego rana. I to kilka razy w tygodniu, zgodnie z szablonem: jakiś bifor u znajomych, poznawanie ich znajomych, wychodzenie z nimi do klubu, procenty i zabawa do 5-6 nad ranem a później spanie do godziny 14.00.
A teraz? Praca od poniedziałku do piątku, więc imprezowanie w tygodniu raczej odpada i ogranicza się do piwa i obiadu z przyjaciółmi. W co drugi - trzeci weekend jadę do Zapiździajewowej głuszy odpocząć, czasem wypiję tam jakieś piwo czy wieczorem whisky z Rodzicielem albo Młodym. A jak już zostaję w Poznaniu i w sobotę idę na imprezę, to później cały następny dzień się zbieram do kupy, więc tracę przez to 1/2 cennego przecież weekendu.
Zresztą, nawet poznawanie nowych ludzi nie sprawia mi już takiej frajdy jak kiedyś. Moje grono towarzyskie to Rodziciele, Młody, Stary i jego dziewucha, Mima, Aśka i D., czasem Wyzwolona i jej narzeczony, Para Doskonała czy Pedagożka, czy też znajomi z dalszej edukacji, Modelka, Meli oraz Geek i jego dziewczyna... I wystarczy. 
Czuję się dobrze w moim małym światku, imprezowy Aniołek odszedł w zapomnienie, jest dojrzały i stateczny Anioł, który czasem poszaleje w klubie, ale o wiele bardziej woli odpocząć. 
Czy to źle?


wtorek, 5 maja 2015

537) Ogarnięci życiowo

Spotkałem się w zeszłym tygodniu z Nextem, na obiedzie i piwku (korzystając z tego, że miał on tydzień urlopu i w związku z tym znalazł chwilę czasu, żeby spotkać się ze mną po raz pierwszy od jakichś trzech lat) i w trakcie rozmowy o naszych ostatnich podbojach miłosno-związkowych, zaczęliśmy rozkminiać całą tę gejowską nomenklaturę.
Najdłużej zeszło nam z rozmyślaniem, co tak do końca znaczy według naszych kolegów gejów to całe życiowe ogarnięcie. Bo co drugi z nich pisze na tych swoich profilach "szukam kogoś ogarniętego życiowo". A ja nadal nie wiem, co to oznacza.
Tak jak Next zauważył, dla większości z tych facetów "ogarnięty życiowo" oznacza mimo wszystko jakąś pozycję w społeczeństwie, potwierdzoną własnym mieszkaniem, prawem jazdy i zgrabnym samochodem, wyższym wykształceniem, przebytymi ciekawymi podróżami o których można opowiadać w towarzystwie, czyli po prostu z kasą, mamoną, hajsem - jak zwał, tak zwał. Warto nadmienić, że takie pragmatyczne podejście do relacji związkowych nie jest czymś szczególnie niezwykłym i zarezerwowanym wyłącznie dla homoseksualistów. 
Sam przeżyłem kilka takich związków i relacji - ekonomicznych mezaliansów. Z tym, że ich nie szukałem, po prostu na mojej drodze życia pojawiło się dwóch facetów, którzy mieli więcej kasy niż ja, młody absolwent studiów pracujący na zleceniu. I czułem się z tym źle, zwłaszcza, jak jeden z nich po miesiącu znajomości zaczął mi proponować, że tu mi doda kasę na iphone'a (bo chciałem sobie kupić samsunga, a samsungi są fe), że z chęcią pojechał by ze mną na weekend do Paryża i nie mam się martwić o kasę, że jak chcę, to zapłaci mi za karnet na siłownię. Nie chciałem ani karnetu, ani Paryża, ani iphone'a. 
Rozumiem facetów, którzy szukają właśnie takiej relacji, bo przecież zawsze tacy ludzie istnieli. Trzeba tylko mieć w tym trochę umiaru, bo jeśli majętność człowieka jest tylko jedną z wielu cech na jakie zwraca się uwagę, to jest to ok. Gorzej, jak ktoś zwraca uwagę tylko na to. Bo z majętnością jest jak z przystojnością, na początku może sprawić, że człowiek będzie postrzegany za bardziej atrakcyjnego, ale jeśli nie idzie z tym szereg innych cech, ważniejszych na dalszych etapach związku, to raczej nic zdrowego z tego nie wyjdzie.
Ja jednak zawsze chciałem być niezależny i ceniłem niezależność u innych. Ale dla mnie "ogarnięcie życiowe" nie oznacza wcale milionów na koncie. Bo można być obrzydliwie bogatym i mieć zupełnie nieuporządkowane życie. 
A czym jest dla mnie ogarnięcie życiowe? Jest umiejętnością radzenia sobie w każdej sytuacji. Zaradnością. Gronem wiernych przyjaciół. Tym, że nie ukrywa się na każdym kroku swojej orientacji i nie ma strachu, że w kawiarni na randce zobaczy się jakiegoś znajomego ze studiów czy pracy. Nie narzekaniem ciągle na swoje życie i stawianiem czoła problemom z podniesioną przyłbicą. Pracą, która sprawia frajdę i nie powoduje frustracji. Uporządkowaną sytuacją ze swoimi eksami. Nie życiem ponad stan. Spełnianiem się i byciem po prostu szczęśliwym.


A czym to całe ogarnięcie życiowe jest dla Was?