Moderowanie postów czasowo włączone

Moderowanie postów czasowo włączone
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Karierka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Karierka. Pokaż wszystkie posty

piątek, 2 stycznia 2015

526) Powoli przywykłem

Mój ulubiony ostatnio grindr poinformował mnie krótko po północy 1 stycznia roku pańskiego 2015 o nowej wiadomości:

"Może oralnie powitamy nowy rok?

Podziękowałem za zaproszenie do oralnej zabawy postsylwestrowej, bo w zimie lodów się przecież nie pałaszuje.

--------------

Co do imprezy sylwestrowej to jak zwykle -meeeh, nic ciekawego. Te same twarze co na innych imprezach, ten sam alkohol (choć rano obudziłem się bez kaca -dzięki 2kc!), brakuje mi wokół siebie nowych twarzy i nowych tematów do rozmowy.

Postanowienie noworoczne z zeszłego roku - więcej spontanu - nie do końca zrealizowane, bo owszem, poznałem ludzi z Dalszej Edukacji i lubię z nimi gdzieś spontanicznie wyjść, ale ile można rozmawiać o Dalszej Edukacji, tematach zawodowych i uprawiać small talku? Musiałbym mieć wokół siebie więcej nieprawników, dzięki którym też mógłbym się czegoś ciekawego dowiedzieć, a nie pochrapiwać podczas niekończącej się rozmowy o orzecznictwie SN.

Życie też mógłbym mieć trochę ciekawsze.
I pracę bardziej rozwijającą (czyt. lepiej płatną).
I miłość też jakąś mieć.

Ale jest jak jest, powoli przywykłem.


niedziela, 30 listopada 2014

520) "Zagłosuję, bo Aniołkowi się podoba", wernisaże, fitnesskluby i list motywacyjny

Właśnie wróciłem z Zapiźdzajkowej, sobotnio-niedzielnej wizyty. Spotkać się z Młodym, świętować z Rodzicielami kolejny sukces na mojej dalszoedukacyjnej drodze (koniec egzaminów na kolejne 6 miesięcy!) i pałaszować bezę pavlova, którą moja Rodzicielka zrobiła po raz pierwszy, ale mój brzuch czuje, że nie ostatni.
No i spełnić swój obywatelski obowiązek, bo od osiemnastki nie opuściłem żadnego głosowania. Rodziciel chyba już zupełnie się przyzwyczaił do tego, że jego syn jest gejem, o czym nie omieszkał mi powiedzieć Młody. Gdy rozmawiał z Rodzicielem na papierosie o Ważnych Rzeczach i zeszło na w/w głosowanie na burmistrza, Rodziciel powiedział: "no, każdy głos się liczy a kandydat XY jest o wiele bardziej doświadczonym i aktywnym kandydatem niż YX..." a później dodał: "poza tym Aniołek powiedział, że bardzo mu się ten kandydat XY podoba", stawiając przysłowiową kropkę na przysłowiowym "i".

----------------------------------

Ale oj tam, mi się ostatnio podoba co trzeci facet. Widać, że skończyły mi się egzaminy a miłosna chuć wróciła jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki (to, że przed chwilą uśmiechnąłem się lubieżnie czytając w myślach "za dotknięciem czarodziejskiej róźdżki" jest tego najlepszym dowodem).

Zresztą, za lekką sugestią Hamerykanina, stwierdziłem w piątek, razem z moimi dalszoedukacyjnymi przyjaciółmi  po kilku szotach wódki i kuflach piwa, że przez Internet to ja poznam szybciej kanibala  (chcącego dostać się do mojego serduszka bynajmniej nie w sposób, który ja bym chciał). Więc stwierdziliśmy, że warto by było otworzyć się na nowe towarzystwo i zacząć bywać na tak zwanych salonach, wernisażach fotograficznych, muzeach, offowych teatrach... Trochę boję się, że jedyni ludzie jakich poznam, będą hipsterami w rurkach i apaszkach, ale raz kozie śmierć.

----------------------------------

Koniec egzaminów to też czas na spełnienie kolejnych obietnic, związanych z karierą,dotyczących poszerzania horyzontów, po raz setny męczę się nad listem motywacyjnym, aktualizuję CV i wysyłam w świat, ku przygodzie!

Anioł

A na razie mój list motywacyjny wygląda tak:



niedziela, 10 sierpnia 2014

511) Trzeba było...

Po tygodniowej poznańskiej absencji spowodowanej urlopem wypoczynkowym, spędzonym w Zapiździajewie, wróciłem do Aniołowego mieszkania, wypakowałem Aniołowe ciuchy do Aniołowej komody, walnąłem się na Aniołowym łóżku i myślę o tym, ile ton dokumentów do obrobienia zobaczę jutro z rana na Aniołowym biurku w Aniołowej pracy.

I sobie nucę po cichu, że trzeba było zostać dresiarzem, mieć żonę Dagmarę i synka Sebka.
Ile mniej nerwów!




poniedziałek, 16 czerwca 2014

500) Pół tysiąca

Prawie osiem lat od pierwszego, trochę naiwnego, Marcusowego posta:


"18 latek. Od 3 lat pogodzony z samym sobą, jeszcze nie ujawniony.
Pomyślał sobie dzisiaj: „A co mi tam, założę bloga, wreszcie będę mógł się wygadać. Zrobię coś wielkiego, przybliżę ludzom życie geja – normalnego nastolatka z problemami codziennego życia. Pokażę im, że „gej” nie znaczy „inny, gorszy”. Wielkie idee? Co z tego wyniknie zobaczymy już niedługo…"

Czy Marcusowi vel Aniołowi się udało?


Teraz wiem, że jako osiemnastoletni Marcus miałem o wiele ważniejsze zadanie. Dowiedzieć się, jak w trakcie raczkowania w dorosłości i wyboru kierunku życia zmienić nie tylko otoczenie, ale  przede wszystkim - jak o tym, że "gej" nie znaczy gorszy przekonać właśnie siebie.


Początki były ciężkie, wtajemniczony był jedynie Młody, który w sumie miał podobne zadanie do mojego. Przecież dopiero niedawno dowiedział się, że ma brata geja i sam musiał wszystko przetrawić. I choć naprawdę się starał mnie wspierać, czasem widać było, że sam nie wie, co z tym fantem zrobić.


Po przeprowadzce do Miasta Doznań, jeszcze przed rozpoczęciem studiów, zacząłem środowisko sprawdzać nie tylko w wirtualu, ale i w realu. Do dziś pamiętam moją pierwszą randkę, 28 letniego Grzesia, który zabrał mnie do kawiarni na herbatę i ciasto. Starałem się odprężyć i pokazać siebie z jak najlepszej strony, ale siedzieliśmy na środku sali i wydawało mi się, że każdy przysłuchuje się każdemu mojemu słowu. Peszyłem się co chwilę i zastanawiałem się "a jeśli jest tu jakiś mój nowy kolega ze studiów?". Ale mimo wszystko, było miło, choć bez kontynuacji.



Podejście do gejów też na początku miałem chujowe. Wydawało mi się, że jestem jedynym normalnym gejem na świecie. W każdym szukałem potencjalnej miłości na całe życie, księcia z dużym rumakiem, który porwałby mnie w nieznane. 

Po Grzesiu byli inni,  zwariowany Kuba, nieśmiały Mateusz, Stary Krzychu, zniewieściały Kamil, snobowaty Marwin (serio!),  speszony Mirek, niewycomingoutowany Marcin, zadufany Piotrek, uroczy Łukasz, szybki Mariusz i kilkudziesięciu innych. Wszyscy i każdy z osobna dali mi lekcje - że orientacja nie definiuje człowieka. Każdy z nich był inny, część była nie do wytrzymania, część była sympatyczna, jak ludzie, których poznaję w życiu. 

Było też całkiem sporo momentów zawahań, kasowania profili na branżowych portalach, dni w których myślałem, że miłości nie ma, dziwnych i niepotrzebnych one night standów, po których odbijało mi się mentalną czkawką. Zwykle działo się to po jakimś emocjonalnym rozczarowaniu, kiedy to Botanik zerwał ze mną "bo tego nie czuł", Bartek dal mi propozycję nie do odrzucenia bo "czuje że po dwóch miesiącach jest gotowy na wspólną przeprowadzkę na drugi koniec Polski", Hamerykanin, który wyjechał oraz Warszawiak i swoiste międzymiastowe status quo. Czasem, wieczorami zastanawiam się, czy wszystkie moje decyzje były słuszne i co by było gdyby..., ale na szczęście szybko mi przechodzi.


Dopiero całkiem niedawno zmieniłem swoje podejście do spotkań z innymi gejami. Odkopałem znajomości z dawno niewidzianymi facetami, z którymi nie wyszły mi miłostki, ale byli fajnymi ludźmi. Czasem się z nimi spotkam, pogadam, ponarzekam i pośmieję się. Czasem odezwę się  na fejsie, kiedy zobaczę zielone światełko przy imieniu i nazwisku. Nowych ludzi poznaję z nastawieniem, że mogą w jakiś sposób mnie wzbogacić. Jeśli mi się ktoś podoba, to relację staram się kierować w jednym kierunku. Ale zauważyłem niestety, że faceci zrobili się przez te kilka lat leniwi i czekają na ideał, zamiast starać się być jemu jak najbliższym dla jednego, jedynego faceta.

Zresztą podejście to zmieniło się w związku z moimi comingoutami. Na początku było ciężko, serce mi biło mocniej, gdy mówiłem "jestem gejem" Elizie, Modelce, Wyzwolonej, Psycholożce, Parze Doskonałej, Mimie... Rodzicielce. Później było jakby coraz łatwiej, zgodnie z zasadą "im dalej w las tym więcej drzew". Moją szczerość wywoływał często alkohol i to przez niego powiedziałem kilku osobom za dużo. Teraz jest tak, że większość moich znajomych słyszała z piątych - szóstych ust wesołą nowinę. Każdy ma na tyle oleju w głowie, że nie pyta się wprost, ja nie odczuwam potrzeby eksponowania tego na każdym kroku, ale i też nie jest mi z tym wszystkim źle. W końcu, po ośmiu latach zaakceptowałem siebie w stu procentach i w końcu pozwalam się akceptować. I mogę Wam napisać, moi Drodzy Czytelnicy, że chyba to jest clue tego wszystkiego - jeśli chcecie, żeby ktoś Was akceptował, najpierw zaakceptujcie w stu procentach siebie.

Ale moje życie to przecież nie tylko perypetie związane z byciem gejem, randkami - mniej i bardziej udanymi oraz coming outem. Przecież przez te osiem lat działo się w moim życiu dużo innych rzeczy. Skończyłem liceum, przeszedłem przez studia, zacząłem pracę, zdałem Bardzo Ważny Egzamin. Nie jestem już 18 letnim Aniołkiem, jestem 26 letnim Panem Aniołem. Ale największym sukcesem jednak jest dla mnie to, że mimo tego maratonu życiowego nie zatraciłem w sobie tych dwóch cząstek, będących częścią nazwy tego bloga: trochę naiwnego, lecz dobrodusznego Anioła i depresyjno-sarkastycznego Diabła, który przeklina za dużo, ale jest pewny siebie i potrafi walczyć o swoje.



Uprzedzając ewentualne pytania - to nie jest rzewne pożegnanie, to dopiero początek. Chociaż wena płata figle, to nie spocznę, dopóki postów będzie conajmniej tysiąc. Tak więc, miłego czytania przez następne osiem lat ;-)

x

czwartek, 6 lutego 2014

475) Informacja, czy news?

Siedzę sobie w moim mieszkaniu i odpoczywam po całkiem męczących dwóch tygodniach pod znakiem załatwiania formalności związanych z podwyżką, zajęciami, spotkaniami i imprezami. Ostatnio czuję się jak dawniej - to znaczy na studiach. I dochodzę do wniosku, że pójście na Dalszą Edukację to był strzał w dziesiątkę, nie chodzi nawet o zdobywanie wiedzy, tylko właśnie o to zabieganie i poznawanie nowych ludzi - a tego mi w ubiegłym roku brakowało najbardziej.

I tych nowych ludzi, a zwłaszcza nowego człowieka, rozgryźć nie mogę najbardziej. Bo jest taki chłopak, który ewidentnie mi się podoba - fizycznie i intelektualnie. Razem wyłazimy na piwo, razem się bawimy, ostatnio ewidentnie było mu przykro, że się przesiadłem na zajęciach do Modelki o czym powiedział podróżując ze mną po zajęciach (mieszka osiedle obok i wolał wybrać 20 minut dłuższą drogę niż krótszą, którą podróżowali też inni znajomi). Gada mi się z nim świetnie, wspólny język i te sprawy. Ale nie wiem, czy jest po prostu tak koleżeński, czy kryją się za tym też inne rzeczy. A przecież nie zapytam się jego w prost "Ej, Run, jesteś gejem, bo ja jestem i mi się strasznie podoba?" bo a) się na mnie obrazi b)da mi w ryj c)zacznie się śmiać d)przekaże tego newsa pozostałej ekipie i nie będę już Aniołem, tylko GejAniołem. Jeśli wiecie o co chodzi.

Bo w Polsce bycie gejem, to wciąż nie informacja. To news.

I tylko z jednej rzeczy się cieszę. Skoro myślę o takich rzeczach, to znaczy, że chuć wraca i wiosna idzie. I że ostatecznie znów chcę randkować.
Ale z kim?

piątek, 13 grudnia 2013

469) A ja rosnę i rosnę, latem, zimą, na wiosnę.

Powiem tak - żeby nie było za różowo, w moim życiu zawodowym ostry rollercoaster. Zostaję w firmie, odchodzę z firmy, później znów zostaję. A teraz ponownie skłaniam się ku temu, by się pożegnać.

Bardzo dziwna rozmowa z szefostwem, o miłości do pracy i tego, co się robi w niej. O oczekiwaniach finansowych z kosmosu i o tym, że jednak przegrywam na razie w konkursie na pracownika roku. Ale z drugiej strony nie chcą, żebym odchodził, bo pracownikiem jestem dobrym, choć lekko roztrzepanym.Powoli zaczynam podejmować jedyną i słuszną decyzję, przede mną weekend pełen rozmyślań dot. tego, co jest dla mnie lepsze.

Za trzy tygodnie przeprowadzka, ja zacząłem już powoli ogarniać stare mieszkanie. Na Młodego czeka ogromna torba, wyładowana po brzegi notatkami, kserówkami, kartkami dotyczącymi ubezpieczeń, dokumentów z moimi danymi osobowymi. Teraz tylko zebrać w kupę całą moją biblioteczkę, ciuchy, milion kartonów z drobiazgami "które mogą się jeszcze przydać" i zorganizować transport mebli. Może jakiś przystojny pan z Poznania miałby ochotę mi pomóc? ;)

A tymczasem waga w dół, cycki w górę. W końcu widać efekty wizualne, choć do Pudziana wciąż mi daleko (ale czy ja chcę wyglądać jak Pudzian?). Do końca jeszcze połowa, ja się czuję coraz lepiej,dzisiaj powiedziałem stanowcze i zdecydowane "Nie" kiedy koleżanka poczęstowała mnie papierosem, znów zasnąć nie mogę, trzeba się spakować i wyjechać gdzieś na weekend, żeby w spokoju pomyśleć nad paroma sprawami.

Uśmiecham się do Was weekendowo :-)




sobota, 16 listopada 2013

464) Rozmowy "w trakcie" i "po"

Nie, zboczuchy, nie chodzi mi ani o pikantne rozmowy w trakcie współżycia, ani o te po przypadkowym seksie, typu "a tak w ogóle to Anioł jestem". Już nawet nie pamiętam, jak się człowiek wtedy czuje, bo od zerwania z Warszawiakiem jestem naprawdę grzeczny a fellowowe konto moje umiera od niewchodzenia na nie. Siema, trudno, są inne sprawy w życiu, niż seks, związek, miłość, rodzina. Dziś wieczorem na przykład obejrzę sobie Voice'a (ale oni ładnie śpiewają) i przeczytam nowego Wiedźmina. A co!

W każdym razie odszedłem od tematu.

Na kolejnej rozmowie kwalifikacyjnej błyskałem poczuciem humoru, elokwencją, umiejętnościami. I nawet na pytanie "czy jeździ Pan, Panie Aniele, często samochodem?" odpowiedziałem "tak". A nie jeżdżę. To znaczy prawo jazdy mam, ale od kilku lat schowane w szufladzie. To lekkie kłamstewko począłem jak najszybciej naprawić, przyjechałem do Zapiździajewa i dzisiaj jeździłem pod czujnym okiem Młodego przez dwie godziny. Bilans - zero rozwalonych drzew, żaden zderzak nie odpadł, strat w ludziach też nie ma.
Może jednak umiem jeździć?

-----------------------------------

Wiecie jaka jest różnica między prawnikami i nieprawnikami?

To, że kiedy opowiadam prawnikom i nieprawnikom o moich oczekiwaniach finansowych, nieprawnicy mówią "A Ty nie powiedziałeś im za mało?" a prawnicy "A Ty nie powiedziałeś im za dużo?".

Oczekiwania finansowe mam niezbyt wygórowane. Żeby mieć na pokój, aplikację, jedzenie i ekstrawagancję raz na jakiś czas w stylu "Dzisiaj kupię sobie piwo w pubie!". Tylko branża chujowa.

poniedziałek, 11 listopada 2013

463) Good luck

Odpoczywam.
Zeszly tydzień w robocie do najprzyjemniejszych nie należał, nerwówki dużo, oczekiwań jeszcze więcej i znamienne słowa szefa, że jak jest dużo roboty to może powinniśmy zostawać trochę po pracy, żeby to wszystko ogarnąć (charytatywnie, z potrzeby kurwa serca). Pędzę, lecę.
Ogólnie w robocie dziwne zawieszenie. Kotek i myszka - nie wyrzucą mnie, ale wiedzą, że sam chcę odejść. Atmosferę można ciąć nożem, ale póki nie dostałem lepszej oferty, to wybrzydzać nie mogę. Uśmiech nr 5 na twarz i żwawo wykonywać pracownicze obowiązki.

Wszystkie postanowienia póki co realizuję. I nie uwierzycie co.
Wczoraj nawet BIEGAŁEM.
Tak, dobrze czytacie.
Biegałem.
Ja.
Świat się kończy.

środa, 30 października 2013

461) Siema, szefie.

Fajnie spotkać się po dłuższym czasie z blogowym kolegą. Wypić razem piwo, powymieniać się spoilerami dotyczącymi ulubionych seriali, porozmawiać o życiu i dowiedzieć się, że zmiana pracy bywa całkiem opłacalna a związki gejowskie potrafią przetrwać dłużej nie tylko na ekranie telewizora w ulubionym serialu. Także u Ogarnij Się wszystko w jak najlepszym porządku.
A u mnie?

Zmiany, zmiany i jeszcze raz zmiany. Zadzwoniły pierwsze telefony zapraszające na pierwsze rozmowy a na rozmowach całkiem szczere zainteresowanie. Szkoda tylko, że w wielu przypadkach do celu jeszcze daleka droga a po pierwszym spotkaniu jest jeszcze drugie i trzecie, i czwarte...

W związku z lekkim spóźnieniem do roboty, spowodowanym właśnie taką rozmową (oczywiście o fakcie, że się spóźnię, poinformowałem z wyprzedzeniem, zapewniając, że w biurze zostanę dłużej i wszystko ogarnę) Szef zapytał się mnie dzisiaj "Panie Anioł, dlaczego Pan się tak właściwie spóźnił?".
Przez chwilę przemknęło mi, że wytłumaczę się, że zapomniałem dokumentów, pies nasikał na wycieraczkę sąsiadki, zaatakowało mnie stado gołębi albo miałem leczenie kanałowe, ale potem powiedziałem "A, bo Szefie, byłem na rozmowie kwalifikacyjnej, chcę zmienić pracę".

Szef powiedział tylko "OK, powodzenia, dobrze, że Pan powiedział prawdę.". Trudno, swoją szansę już miał.
Tylko  wieloletni kolega z biura, któremu powiedziałem, że raczej długo ze mną już nie popracuje, wyszedł z biura, wrócił po 5 minutach śmierdząc papierosami i powiedział "Będzie tu smutno bez Ciebie, Anioł".

I przyznam szczerze, że też mi się trochę smutno zrobiło.




czwartek, 24 października 2013

460) Zmiany, zmiany.

Kolejny tydzień już prawie za mną, siedzę sobie na moim łóżku i pomału szykuję się do snu (8 godzin snu w ciągu dwóch dni to stanowczo za mało nawet dla mnie), w epapierosie pływa sobie liquid o smaku napoju energetycznego (czego to ludzie nie wymyślą, ważne że smaczne). 
Jutro wielkie otwarcie kolejnego centrum handlowego w Poznaniu a ja żałuję, że wypłatka wpływa dopiero w poniedziałek. 
Chuj tam z kasą, zadzwonię do mojego ulubionego parabanku o wdzięcznej nazwie "MłodyMaHajs" i niedzielną godzinę extra przeznaczę na podróż z Młodym do podpoznańskiego Factory, bo przecież trzeba kupić sobie super ekstra wyczesany płaszcz na pierwszolistopadową rewię mody.

Październik przyniósł lekki powiew wiatru w moje nudnawe życie. Rzuciłem fajki (choć nie powiem, czasem ciągnie mnie do nich jak księdza do nowego ministranta) ale nie tylko. Odkurzyłem hantle i przypomniałem sobie, jak robi się brzuszki. Odkryłem, że wszystko ma kalorie i że rzeczy gotowane na parze są całkiem smaczne a na kolację fajnie zjeść na przykład twarożek, o. Pożyczyłem książkę od branżowego engielskiego (którą od kilku dni zapominam zabrać z roboty) i mam zamiar się odkurzyć sobie mój język, żeby przypadkiem na ewentualnej rozmowie kwalifikacyjnej na pytanie "Du ju spik inglisz? nie odpowiedzieć "Jes aj dont". Bo decyzja o zmianie pracy podjęta, teraz tylko trzeba przekonać do siebie potencjalnych chlebodawców (chociaż nie, z chleba też rezygnuję). Szukam nowego mieszkania, a w międzyczasie lekko przemeblowałem aktualne. 

Trochę dużo tych zmian na raz. Ale jak to było? Jak kraść to korniszony. Jak kochać to księdza. A jak się ruchać, to bez gaci.


czwartek, 11 lipca 2013

440) "Ej, Anioł, mam prośbę", dziwne głosy w głowie oraz przemyślenia z fajką i tajgerem w ręce.

Pamiętajcie, że prawnik zna się na wszystkim. Na wypełnianiu dokumentów do przedszkola, podatkach i metodach ocieplania domów. A jak trzeba, to i pralkę naprawi, i poród odbierze...

----------

Siedzę sobie w pustym mieszkaniu i próbuję się uczyć. Ale jak tu się skupić, kiedy podłoga krzyczy 'wypastuj mnie', garnki z kuchni wołają 'umyj, umyj', nowy odcinek serialu nagabuje 'obejrzyj mnie, nie bądź żyła', telefon woła 'ej, miałeś zadzwonić do Mimy/Młodego/Pary Doskonałej' a fejsbuk robi wyrzuty, że 'przecież odświeżałeś mnie 5 minut temu, od tego czasu na mojej ścianie mogło się pojawić mnóstwo niesamowitych i niecierpiących zwłoki zdjęć kotów'.

----------

Stanowczo za dużo palę. Pochłaniam stanowczo za dużo napojów energetycznych. Stanowczo za dużo przeklinam. Stanowczo za często myślę o seksie. Stanowczo za często się wkurwiam. I jak ja mam doczłapać się do 67 roku życia, żeby zacząć pobierać tę mega wysoką emeryturę, która gdzieś tam na mnie czeka?
No nie da się.


czwartek, 4 lipca 2013

436) Jestę tatusię, ze spokojem

Urlop na wrzesień przyklepany, świeżynki w dziale w trakcie szkolenia, żeby we wrześniu dały sobie same radę, książki i książeczki odkurzone. Wieczory zaklepane. Lato w tym roku zapowiada się niesamowicie... nudnie.

--------------

Jakiś szczylek, lat 17, napisał ostatnio na jednym z gejowych portali anons: "Szukam tatusia (25-35lat) z XXX i okolic, pisać w prywatnej wiadomości". I tak z przerażeniem zdałem sobie sprawę, że ja chyba już się łapię na tatusia. Co prawda musiałbym być najmłodszym ojcem na świecie, ale wszystko można przeskoczyć. Chociaż szczerze mówiąc, myślałem, że jeszcze przez dobrych kilka lat będę raczej traktowany w kategoriach rówieśnika, ewentualnie "starszego brata" czy w ostateczności "bardzo młodego wujka, wpadki dziadków". Tylko czy są takie fetysze? Pewnie tak, nie zbadane są wyroki gejowskiej nomenklatury.

-------------

Ostatnio kilka osób zwróciło mi uwagę, że nadużywam wyrażenia "ze spokojem". Czy to w rozmowie z Rodzicielką, czy na spotkaniu w pracy, czy w trakcie konwersacji z Warszawiakiem. "Ze spokojem mamita, przyjadę do Was na weekend", "Pani Kasiu, ze spokojem, uda się to załatwić, a jak nie uda się, to są inne sposoby", "Mati, wiem, muszę się ogarnąć, ale ze spokojem, mam na to jeszcze kilka lat". Wychodzi na to, że jestem nadzwyczaj spokojnym człowiekiem.

Właścicielka Mojego Mieszkania, podczas ostatniego spotkania, zwierzała się, że jej synek dostał mało punktów z matury i nie dostanie się na medycynę, a to przecież tragedia i w ogóle(!). Kiedy usłyszała ode mnie "Pani Właścicielko Mojego Mieszkania, Młody spróbuje za rok, bardziej się przyłoży, przecież czym jest 1 rok w stosunku do całego życia?", powiedziała mi, że mi tak łatwo mówić, przecież wszystko mi w życiu wyszło, studia skończyłem, pracę i kasę mam.

Tak, wszystko mi  w życiu wyszło, ale tak sobie myślę, że gdybym nie położył brzydko mówiąc laski na wielu aspektach mojego życia, to bym wylądował w psychiatryku. Przecież moje życie nie jest idealne. Nie dostałem się na studia za pierwszym razem, oblałem Bardzo Ważny Egzamin. Nie raz coś mi nie wyszło, oblałem, zjebałem, zapomniałem. Nie mówiąc już w ogóle o tym, że dla dużej części mieszkańców naszego pięknego kraju jestem (w najlepszym razem) ciekawostką socjologiczną albo (w najgorszym) nic nie wnoszącym do społeczeństwa, chorym i jałowym pederastą.
I co z tego? Nikt i nic idealne nie jest. Upadłeś? Poleż chwilkę, popłacz, zadzwoń do bliskich a później wstań, otrzep się i idź dalej.
Ze spokojem.


poniedziałek, 17 czerwca 2013

434) Don't grow up, it's a trap!

Siedzę, a raczej leżę, na moim Poznańskim łóżku. Głowę mam skierowaną na laptopa, leżącego na podłodze i kątem oka widzę, że powinienem posprzątać, bo kurzu na panelach tyle, że matkoboska.
Ale chui, jutro się tym zajmę.
W tle miał lecieć chillout, tak zapowiedziała mi tuba.fm, a zamiast tego do uszu mych dobiegają zupełnie nie chilloutowe dźwięki. Ale jak widać, relaks niejedno może mieć imię.


Wziąłem, usiadłem i zadecydowałem. We wrześniu drugie podejście do Bardzo Ważnego Egzaminu. Przekonał mnie do niego Młody, przy piwie w Zapiździajewowym ogrodzie. Trochę mi posłodził, trochę mną wstrząsnął, trochę mi obiecał. Za dobrze mnie zna, skubaniec jeden, idealnie dobrał argumenty i chuj, nie ma odwołania. Siedzę i ryję do końca września kodeksy, ustawy i co tam jeszcze mi wpadnie w ręce.

Zacząłem dzisiaj po pracy. Zapaliłem papierosa, przerobiłem 250 pytań z bazy i zadzwoniłem do M., żeby podpytać ją o jej życiowe decyzje.
No i mi powiedziała, że też podchodzi do egzaminu, przedsięwzięła już kroki, żeby tym razem zdać. Rzuciła pracę. Bo nie potrafiłaby się skupić na nauce, siedząc w firmie 8godzin dziennie.

I tak to Moi drodzy jest. Mima też mi ostatnio powiedziała, że jedna dziewczyna rzuciła pracę bo ma pierwsze ważne kolokwium na wymarzonej podyplomówce i musi się skupić. Tak samo zresztą było na studiach. Jeden miesiąc - jeden egzamin.

Wbrew pozorom wiele osób wybiera podobne rozwiązania, może nie aż tak radykalne, kończące się na 2miesięcznym bezpłatnym urlopie, ale mimo wszystko, mnie na taką awangardę po prostu nie stać. Poza tym, podejście takie egzaminy są mimo wszystko sprawdzianem nie tylko z tego, jak dobrze znasz literaturę Młodej Polski, czy potrafisz obliczać belki i czy Rada Ministrów nie może, musi, czy może, chyba że ustawa stanowi inaczej. To też taki mały egzamin z dorosłości.

Nie mam jakichś nadzwyczaj bogatych rodziców, nie mam też męża, który wziąłby na barki opłacanie wspólnego mieszkania. Od 3 roku studiów utrzymywałem się w stolicy Wielkopolski sam, opłacałem swoje mieszkanie, swój telefon, swój bilet miesięczny, studiowałem dziennie, pracowałem na pół etatu (na szczęście w zawodzie) i kombinowałem ze stypendium. I choć czasem wkurwiało i wkurwia nadal, że nie zawsze mogłem iść najebać się jak świnia na imprezę wydziałową (kiedyś), czy właśnie pod wpływem impulsu rzucić pracę, bo trzeba napierdalać 300% normy i znać każdą definicję na pamięć, a egzamin JUŻ ZA 4 MIESIĄCE, to nie żałuję.

Dorosłość to nie dowód osobisty i możliwość głosowania w wyborach na mniejsze zło. To też umiejętność radzenia sobie w życiu. Pogodzenia jednych obowiązków z drugimi... i trzecimi... i czwartymi. Zdobywanie nowych szlifów, radzenie sobie ze stresem i kombinowanie, że czasem trzeba usiąść, wyłączyć serial czy zrezygnować z wyjścia na piwo, żeby wszystkiemu podołać.

Dlatego idę zabukować na wrzesień mój dwutygodniowy urlop, który nie spędzę na gorącej plaży w ciepłych krajach, tylko na Zapiździajewowym ogródku z jedną z czterema opasłymi księgami z testami.

Tylko czasem mam taką zupełnie w chuj niezdrową satysfakcję, kiedy siedzę w biurze i dzwoni do mnie jedno z tych kilkunastu znajomych, którzy siedzieli na tyłku i uczyli się, zdali na 6+ ten Bardzo Ważny Egzamin. Słyszę "heeeeej, Anioł, mam do Ciebie pytanko, co mam zrobić w takiej sprawie: (blablablablablabla). BO NIE WIEM JAK TO RUSZYĆ" i już wiem, że moje życiowe decyzje nie były takie złe. I zwykle odpowiadam: "Ej, zabierasz się za to od dupy strony, bo tego na studiach nie uczyli. Spróbuj tak:..."

niedziela, 24 marca 2013

419) 25 prezentów na 25 urodziny

Jako że za niecałe dwa tygodnie kończę 25 lat, postanowiłem zarządzić i wydać wszystkie swoje oszczędności na prezenty. Dla mnie. W liczbie 25.
Zacząłem od telefonu komórkowego, którego nie umiem obsługiwać, ale pamiętam czasy, w których telefony były tylko do dzwonienia, ekrany były czarno białe a same aparaty ważyły tyle, co średniej wielkości taboret. Tak więc jeśli raz na jakiś czas dostanie któryś z Was ode mnie smsa o treści "cześć oral?" to wcale nie musi znaczyć, że wyszedłem do Was z propozycją wspólnego jałowego seksu gejowskiego, tylko słownik wiedział lepiej, co miałem na myśli.

I tak zamiar mam zrobić sobie 25 prezentów. W planach kurs językowy i kilka nowych ciuchów. Niekoniecznie jednak wszystkie moje prezenty będą takie drogie, czasem prezentem będzie tabliczka ulubionej czekolady, czasem - wyjście do kina, czy piwo wypite przed telewizorem. Grunt, że teraz chcę zrobić sobie taki "me time", bo ostatnio trochę o sobie zapominałem.

----------------------------------------

W czwartek wygadałem się znajomym z pracy, że niedługo mam urodziny. Kiedy się zapytali które, skoro tak przeżywam, odpowiedziałem im, że 25-te. I wyszło na to, że jestem bodaj najmłodszym człowiekiem w firmie. Więc tak źle znowu nie jest chyba ze mną. Inna sprawa, że teraz na pewno pojawią się głosy, że taki młody i znów rządzi, albo że gówniarzowi się nic nie podoba, ale kto ma długi język musi mieć twardą dupę. Przyzwyczaiłem się ;)

----------------------------------------

Plan na urodziny? Żadnej imprezy, piwo z najbliższymi przyjaciółmi a dzień później podróż pociągiem do Rodzicieli Rodzicielki, z tortem w łapie, kwiatami i winkiem w drugiej. Bo 25 lat życia to też ich święto, w końcu wspierają moje plany i marzenia już od ćwierć wieku.


piątek, 15 lutego 2013

410) Weltshmerz

Tak, Ogarnij się ogarnął się do mojego komputera i uwiecznił nasz pijańczy stan. To może ja nie będę zdawał relacji z naszego antywalentynkowego spotkania, bowiem jestem dżentelmenem a dżentelmeni o grupowych alkoholowych orgiach, wijących się w wysiłku ciałach na kolorach tęczy w rytm gorących przebojów nie rozmawiają.
2 KC działa, polecam serdecznie, teraz tylko czekam na dzień, w którym wynajdą substytut snu w różowych tabletkach.
Znów pociąg relacji Poznań Główny - Zapiździajewo. Wyładowany po brzegi studentami ze swoimi wielkimi torbami , jest idealnym zakończeniem ostatniego dnia tego beznadziejnego tygodnia.
Strasznie nie lubię niekompetencji. Ale jeszcze bardziej od niekompetencji (każdy może przecież czasem dać plamę) nienawidzę niekompetentnych osób, które, mimo upomnień i całkiem logicznej argumentacji, idą w zaparte. Nie znam się to się wypowiem. I chuj Wam wszystkim, uczonym w piśmie, nie potrafiącym odróżnić ustawy od regulaminu i mówiącym "nie bo nie, co mnie jakaś ustawa obchodzi, jak ja mam tu regulamin a regulamin jest ważniejszy, niech Pan nawet głowy nie zawraca" w cyce. Dzisiaj nie byłem miły i chuj obchodzi mnie, że znów "gówniarz będzie pouczał". Wkurwiony Diabeł po 3 godzinach snu ma na to wyjebanane.

I czuję się ostatnio, jakby otaczali mnie sami debile. A przecież skasowałem fellow, czyli, że tak powiem, ograniczyłem do minimum kontakt z takowymi. Czy jest na to jakaś magiczna tabletka, tak jak ten boski dar na kaca?
Okazuje się, że jest. Załatwiłem sobie urlop, w przyszłym tygodniu jadę do Zapiździajewa, bunkruję się u Rodzicieli, wyłączam telefon i zasypiam na tydzień.
Tako rzekę ja, Anioł, ostatnio znów bardziej diabelski, niż anielski.

PS. Dupy blogowe są naprawdę ładne, ale ja się akurat na facetach wcale a wcale nie znam, więc się nie wypowiem.


środa, 6 lutego 2013

406) Ogłoszenia duszpaszterskie

Czołem jałowe dupy!

1. Przeżyłem wczoraj swój pierwszy raz. Na spontanie, nieprzygotowany i zestresowany w chuj. Pierwszy raz byłem na imieninach pracowniczych, kawunia, ciastunie i niezdrowo sztywna atmosfera. No ale jaka miała być, skoro byłem najmłodszym współpracownikiem a zaraz po mnie jest dosyć żywiołowa 40latka?
No ale przynajmniej dowiedziałem się, która ma jaki znak zodiaku i dlaczego pasuje do mnie mój. W chuj ważna i istotna kwestia.
W ogóle mam wrażenie, że każda obecna kobieta traktowała mnie jako obiekt seksualno-rozrodczy. Nie, nie dla siebie, menopauza nie poprzestawiała im zwojów mózgowych w głowie. Dla swoich córek/młodszych sióstr/sąsiadek czy chuj wie kogo. Zaczęło się niewinnie, że wygadałem się kiedyś na fajce, że mieszkam sam. I lawina ruszyła. Aktualnie mam do wyboru trzy córki trzech współpracowniczek. I się licytują, która fajniejsza. Reflektuje ktoś? Odstąpię swoje prawa za dobrą wódkę. Okej, nie jestem wybredny, za każdą wódkę.

2. Stało się. Co rano nie budzi mnie już bezduszny dzwonek, tylko Słoneczko za oknem. Czuję wiosnę i (w końcu!) czuję w sobie chuci wiatr. Bo z tym było ostatnio różnie... Ale ta chuć też nie byle jaka, bo nie chcę seksu - seksu, tylko miłego spotkania, spaceru o zmroku i pytania "fajnie było, wpadniesz do mnie na kawę?". Bo ja taki jestem. Jak oglądam pornole, to te z fabułą. Jak chcę się ruchać, to z fajnym preludium i z konwenansową grą wstępną. Romantyk ze mnie. Po prostu.

3. Nie wiem co wszyscy kurwa chcą od ostatniego sezonu Glee. Że niby nowe postacie są jałowe i tęsknią za starymi? To co, mieli przez dziesięć lat chodzić do liceum? Ja to pierdolę i zakochuję się po kolei we wszystkich bohaterach płci owłosionopięknej.

4. Tak sobie od pewnego czasu chodziłem wkurwiony na sejm, p-osłów i resztę ekipy, że nie pozwolą mi zawrzeć związku partnerskiego i być szczęśliwym tugewerforewer, do momentu, kiedy sobie nie pomyślałem, że kurwa nawet jakbym mógł, to i tak nie mam z kim się partnersko związać. A za trochę ponad tydzień znów Walentynki. Nie lubię tego 'święta', ale z tym 'świętem' mam tak samo jak ze związkami. Czyli jestem w chuj zajebistym teoretykiem. A jak by przyszło co do czego, to pewnie byłbym pierwszy po serduszkowy tort i różowe obustronne dildo ("przyjemność dla obu partnerów"). Tak więc się nie wypowiadam, tralalala.

Właśnie, ktoś chętny na piwo czyli wódkę 14 lutego? Palec pod cukierka bo za minutkę zamykamy budkę.


wtorek, 29 stycznia 2013

404) A może by tak...

... tydzień wolnego spędzony w Zapiździajewie, bez stresów, że jakaś terminówka, że na dziś trzeba zamknąć sprawę, że za mało pierdolonych dokumentów do podpisu dla szefowej względnie za dużo pierdolonych dokumentów do podpisu dla szefowej, że bilet miesięczny i fajki podrożały, z obiadkiem na stole i kawą z rana w miłym towarzystwie, bez laptopa którego "zapomniałbym" i bez tego całego pojebanego pedałoświata z fellow i pokrewnych?

Są takie dni jak dzisiaj, w których wracam sobie do domu i zaczynam rysować na kartce papieru plan techniczny maszyny do podróży w czasie, myślę o tym, skąd skombinować uranowe paliwo i że pierwsza podróż jaką wykonam to będzie do roku 1998.
Znajdę sobie Anioła w wersji junior i wpierdolę mu mówiąc "jak kiedyś powiesz, że chciałbyś być dorosły, to wrócę i poprawię".

-------------------

Wiecie, że wśród moich znajomych krąży plotka dotycząca mojej skromnej osoby? Bo jestem sam i w sumie z nikim się nie spotykałem za czasów studiów.
NA PEWNO JESTEM NIESZCZĘŚLIWIE ZAKOCHANY W ELIZIE! BO MI SERCE ZŁAMAŁA I
WYJECHAŁA DO WARSZAWY PRZERYWAJĄC STUDIA!

Nie tylko pedały są głupie i niedomyślne. Tak widocznie ma cały polski naród.


------------------

Kocham bloggera, kolejne słowa klucze w wyszukiwarce google, które prowadzą do mojego bloga:
-fajne dupy (no tu są same fajne dupy, wiadomo)
-rozmawiajmy po seksie (apel do społeczeństwa, żeby nie było tak jałowo)
-będę miał seks w ten weekend (gratuluję!)
-ciągoty do seksu (zazdroszczę, powodzenia!)
tyle o tym seksie, a ja na to wszystko za stary jestem x3

niedziela, 30 grudnia 2012

393) 2012

2012 r. to był dla mnie dziwny rok. Rok, w którym skończyłem studenckie życie i zacząłem to dorosłe. Rok, w którym kilka rzeczy mi się udało, a kilka planów spaliło na panewce.

Wiecie, nie przepadam za postanowieniami noworocznymi. Bo pod koniec tego nowego roku człowiek do nich wraca i robi sobie rachunek sumienia, co z tych postanowień wyszło.
Przeglądając starsze wpisy na moim blogu znalazłem posta o moich postanowieniach na 2012 r.,
Czas więc na małe podsumowanie mijającego roku:

2012:

1. Obronię pracę magisterską, zakończę studia (z jak najlepszą oceną, co by pokazać, że jestem kozak!)

Faktycznie, skończyłem studia z oceną satysfakcjonującą. Zdobywanie tych trzech literek przed Aniołowym nazwiskiem przysporzyło mi jednak całkiem sporo siwych włosów na głowie. Mimo wszystko, tęsknię do tych czasów, kiedy przyjeżdżałem do Zapiździajewa na kilka dni, siadałem w ogrodzie z lapkiem na kolanach, tajgerem w ręce, milionem książek i kser oraz paczką fajek na stole i pisałem.
Tak więc to jedno mi się udało. Na szczęście.

2. Będę kontynuował naukę, jeżeli zdam Jeszcze Jeden W Chuj Ważny Egzamin, trwającą tym razem 3,5roku.

Co tu dużo mówić, nie udało mi się zdać tego egzaminu, życie, kolejne podejście za rok. Ta moja mała porażka utwierdziła mnie jednak w przekonaniu, że naprawdę chcę pracować w zawodzie, pierwszy raz od jakichś pięciu lat.

3. Ogarnę jakąś pracę,która będzie mi sprawiać satysfakcję z każdego dnia tam spędzonego. 


Udało mi się tylko połowicznie, bo praca, którą aktualnie wykonuję, szczytem marzeń (finansowych i zawodowych) nie jest, ale przynajmniej zdobywam doświadczenie, rozwijam się (czasem) i jestem w miarę spokojny o moją przyszłość. Co nie znaczy, że nie mam innych planów związanych z moją karierą.

4. Wyprowadzę się z Młodym do dwóch pokoi, za które sami będziemy płacić (ach ta samodzielność) 


I znów udało się tylko połowicznie. Mam swój pokój (ba, swoje mieszkanie nawet!), ale bez Młodego. Młody w Poznaniu wizytuje tylko w Weekendy, ponieważ odnosi zawodowe sukcesy w rodzinnym Zapiździajewie. A na razie na żadną zmianę się nie zapowiada
Mieszkanie samemu jest przereklamowane

5. Będę pielęgnował swoje przyjaźnie, bo strasznie ich potrzebuję. 


Przyjaźnie na szczęście udało mi się utrzymać. Nie wszystkie, niektóre się dosyć rozluźniły, przez te całe związki, narzeczeństwa i śluby. Raz na jakiś czas spotykam się jednak z moją Wyzwoloną, Pedagożka czasem u mnie sypia, z Młodym widzę się średnio raz w tygodniu. Poza tym, zaprzyjaźniłem się na nowo z Mimą i KAśką. Fajnie, że w Poznaniu mam osoby, z którymi mogę porozmawiać o wszystkim, wisieć przez godzinę na telefonie i nawet czasem dostać opierdol, że ze swoimi problemami nie zadzwoniłem wcześniej.

6. Zapiszę się na siłkę. 


Niestety nic z tego.

7. Powiem Rodzicielowi i kilku innym osobom, że jestem gejem. 


Rodziciel nadal nie wie. Kilka razy miałem to na końcu języka, ale zawsze w ostatniej chwili pękałem. To taki paradoks, nie boję się, że mnie z domu wyrzuci (bo nie mieszkam z nim), że nie będzie chciał mnie widzieć (no kaman...), tylko że będzie mu przykro, że dowiaduje się ostatni. Poza tym, ja naprawdę nie potrafię z nim rozmawiać o uczuciach.

8. Spróbuję zaakceptować swoją tymczasową samotność i przestanę szukać miłości na siłę. 


Trochę za bardzo do serca wziąłem sobie to postanowienie. Randki w 2012 r. mogę policzyć na palcach jednej ręki. Bo kiedy ? Praca magisterska, nauka na obronę, na W Chuj Ważny Egzamin, szukanie pracy... wymówek mam jeszcze więcej.

Wymówek.

9. Zaoszczędzę na świetną wycieczkę



Bez komentarza ;-)

--------------------------------------------------

Tak więc jak widzicie, całkiem sporo w 2012 mi się nie udało.
Mam nadzieję, że 2013 r. okaże się mi życzliwszy. Z przekory jednak tym razem postanowień noworocznych nie będzie.

Zostawiam wszystko w rękach losu ;-)

Wesołego '13 go wszystkim!

PS. Z dwóch propozycji spędzenia sylwka żadna mnie nie przekonała. Dlatego rzutem na taśmę wybrałem opcję sylwestra w mieszkaniu nad moim ulubionym pubem. Co prawda będę tam znał z 50 osób jakieś 5, ale przynajmniej nie będę musiał patrzeć, jak moi znajomi zjadają się na kanapach i rozmawiają o meblach z ikei 'DO ICH WSPÓLNEGO MIESZKANKA'.

A jak mi się nie będzie podobało - zejdę piętro niżej, na moje ulubione piwo.


.

poniedziałek, 10 grudnia 2012

388) List do Świętego Mikołaja

Kochany Święty Mikołaju,

wybacz mi, że ostatni raz pisałem do Ciebie rok temu. Jak ten czas zleciał! Mam nadzieję, że nie gniewasz się na mnie za bardzo za tę przerwę w łączności, ale sam wiesz, praca magisterska, obrona, Bardzo Ważny Egzamin... Trochę tego było.


 Zastanawiałem się w ogóle, czy do Ciebie napisać. Bo pewnie jesteś jak zwykle zajęty (taki okres - rozumiem), nie chciałem przeszkadzać. Poza tym, w tym roku nie byłem zbyt grzeczny, więc mogłeś się na mnie pogniewać, ale gdzieś ostatnio wyczytałem, że jesteś patronem prostytutek (to by się w sumie zgadzało, przecież Ty też lubisz dawać), więc moje kilka one-night-standów w porównaniu z tym nie brzmi zbyt tragicznie.


Piszę do Ciebie, po ponoć spełniasz marzenia. Mam kilka małych, więc w wolnej chwili spróbuj zrobić te swoje Czary Mary i pomóż mi je spełnić. Nie jestem już dwunastolatkiem, dlatego moje życzenia też będą bardziej dojrzałe, niż kiedyś (chociaż cały czas czekam na paczkę od Ciebie z Furby w środku, dochodzi do mnie już trzynasty rok. Pewnie znów wysyłałeś paczki Siódemką...).

Przede wszystkim poproszę o nowy kieszonkowy kalendarz. Taki, w którym doba ma 28 godzin, a od 8.00 do 16.00 czas płynie dziesięć razy szybciej. Bo lekko nie wyrabiam z życiem towarzyskim. Spraw też, żeby Poznań trochę zmieścił, bo czuję, że chwilowo znów dla mnie jest dużo za duży (jak kiedyś o Warszawie śpiewała Kaśka Groniec).

Daj mi też, jeśli będziesz tak miły, awans/inną pracę i podwyżkę, bo mam ostatnio całkiem sporo wydatków. Chciałbym kupić tablet, nie sobie, tylko Rodzicielce, bo jej komputer umarł śmiercią tragiczną i nie może wchodzić tak często, jak chce, na Pudelka i Facebooka, Stary potrzebuje do pracy nowego laptopa, a Młodemu przydał by się własny samochód. W końcu mamy ze sobą coś wspólnego - obaj lubimy dawać (fuj, świntuchu, nie w tym sensie). 

Poza tym marzę o talonach na szczęście. Z piętnaście by wystarczyło. Poczekaj, policzę... dla Rodzicielki, Rodziciela, Młodego, Starego, Aniołkowych Dziadków, Mimy, Wyzwolonej, Pedagożki, Dżoany, Pary Doskonałej, Calineczki, Modelki... no i dla mnie. Ale nie chcę takich zwykłych talonów na szczęście z Biedronki, co działają dwadzieścia minut i trzeba je wyrzucić. No bo, wybacz dosadność, ale  "jak kraść, to miliony, jak ruchać, to bez gaci".

No i w końcu fajnie by było, gdybym w końcu znalazł pod choinką Faceta. Nie żadnego księcia, czy coś, bo mdli mnie, jak widzę takiego ĄĘ bułkę przez bibułkę. Fajny byłby taki Max z Happy Endings, albo Kevin z Brothers and Sisters. Lekko misiowaty brunet bez złamanych nadgarstków, co wódki się napije, na X-Boxie pogra i na spacer wyjdzie, przytuli, jak w telewizji będzie straszny fragment The Walking Dead i powie "kurde, Anioł, kocham Cię". No a poza tym ja tak nie lubię spać sam!


Jak widzisz, powyższa lista jakaś szczególnie wymagająca nie jest, wystarczą tylko dobre chęci. Tak więc do roboty, pamiętaj, że masz u mnie dług, bo w dzieciństwie broniłem Cię w czasie szkolnych przerw, jak głupie dzieciaki mówiły, że nie istniejesz.


Z serdecznymi uściskami


Anioł Diabelny  

PS. Wybaczam Ci to, że musiałem sobie kupić sam prezent na Mikołajki. Przecież każdy popełnia błędy, wszyscy jesteśmy ludźmi (chociaż tak do końca nie jestem pewien).


 

niedziela, 18 listopada 2012

381) "Arcyciekawa" rozmowa o...

...odkurzaczach i blenderach.
Właśnie o tym rozmawiali moi znajomi na parapetówce jednej znajomej ze studiów z innymi znajomymi.
No nie tylko o tym, rozmawiali też o nadgodzinach, o umowach-zlecenie, że za 7 złotych w ich pracowniczej stołówce można zjeść całkiem porządny dwudaniowy obiad, o tym, jak mało zarabiają i że inni mają jeszcze gorzej. No i o tym, jak ciężkie są dzisiejsze czasy, bo swoje mieszkania, które dostali w prezencie od rodziców, mogą urządzać tylko w Ikei.

Siedziałem z boku, piłem piwo, przytulałem się do Mimy i myślałem o tym, że z częścią z tym znajomych tak naprawdę łączyły mnie tylko studia. Nawet na piwie po egzaminach rozmawiali oni o tym, jakie były pytania i co trzeba było na nie odpowiedzieć.

Tak więc nic dziwnego, że z większością z nich mój kontakt się w końcu urwie. Wszak wesoła, kilkudziesięciosobowa ekipa imprezowa z początku studiów topniała już po pierwszym roku. I topnieć będzie nadal.

Cieszę się, że nie ze wszystkimi tak mam. Z niektórymi nadal mogę przegadać godzinę przez telefon, czy spotkać się po pracy na kawie/piwie i pośmiać się z życia.

Bo życie to nie tylko praca, blendery i meble z Ikei.

To też mniej poważne rozmowy o pierdołach i bardziej poważne - o przyszłości.
Na szczęście mam ludzi, z którymi mogę te wszystkie tematy przedyskutować.

 Olivia Livki - Abby Abby,