Moderowanie postów czasowo włączone

Moderowanie postów czasowo włączone
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Plotki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Plotki. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 16 czerwca 2014

500) Pół tysiąca

Prawie osiem lat od pierwszego, trochę naiwnego, Marcusowego posta:


"18 latek. Od 3 lat pogodzony z samym sobą, jeszcze nie ujawniony.
Pomyślał sobie dzisiaj: „A co mi tam, założę bloga, wreszcie będę mógł się wygadać. Zrobię coś wielkiego, przybliżę ludzom życie geja – normalnego nastolatka z problemami codziennego życia. Pokażę im, że „gej” nie znaczy „inny, gorszy”. Wielkie idee? Co z tego wyniknie zobaczymy już niedługo…"

Czy Marcusowi vel Aniołowi się udało?


Teraz wiem, że jako osiemnastoletni Marcus miałem o wiele ważniejsze zadanie. Dowiedzieć się, jak w trakcie raczkowania w dorosłości i wyboru kierunku życia zmienić nie tylko otoczenie, ale  przede wszystkim - jak o tym, że "gej" nie znaczy gorszy przekonać właśnie siebie.


Początki były ciężkie, wtajemniczony był jedynie Młody, który w sumie miał podobne zadanie do mojego. Przecież dopiero niedawno dowiedział się, że ma brata geja i sam musiał wszystko przetrawić. I choć naprawdę się starał mnie wspierać, czasem widać było, że sam nie wie, co z tym fantem zrobić.


Po przeprowadzce do Miasta Doznań, jeszcze przed rozpoczęciem studiów, zacząłem środowisko sprawdzać nie tylko w wirtualu, ale i w realu. Do dziś pamiętam moją pierwszą randkę, 28 letniego Grzesia, który zabrał mnie do kawiarni na herbatę i ciasto. Starałem się odprężyć i pokazać siebie z jak najlepszej strony, ale siedzieliśmy na środku sali i wydawało mi się, że każdy przysłuchuje się każdemu mojemu słowu. Peszyłem się co chwilę i zastanawiałem się "a jeśli jest tu jakiś mój nowy kolega ze studiów?". Ale mimo wszystko, było miło, choć bez kontynuacji.



Podejście do gejów też na początku miałem chujowe. Wydawało mi się, że jestem jedynym normalnym gejem na świecie. W każdym szukałem potencjalnej miłości na całe życie, księcia z dużym rumakiem, który porwałby mnie w nieznane. 

Po Grzesiu byli inni,  zwariowany Kuba, nieśmiały Mateusz, Stary Krzychu, zniewieściały Kamil, snobowaty Marwin (serio!),  speszony Mirek, niewycomingoutowany Marcin, zadufany Piotrek, uroczy Łukasz, szybki Mariusz i kilkudziesięciu innych. Wszyscy i każdy z osobna dali mi lekcje - że orientacja nie definiuje człowieka. Każdy z nich był inny, część była nie do wytrzymania, część była sympatyczna, jak ludzie, których poznaję w życiu. 

Było też całkiem sporo momentów zawahań, kasowania profili na branżowych portalach, dni w których myślałem, że miłości nie ma, dziwnych i niepotrzebnych one night standów, po których odbijało mi się mentalną czkawką. Zwykle działo się to po jakimś emocjonalnym rozczarowaniu, kiedy to Botanik zerwał ze mną "bo tego nie czuł", Bartek dal mi propozycję nie do odrzucenia bo "czuje że po dwóch miesiącach jest gotowy na wspólną przeprowadzkę na drugi koniec Polski", Hamerykanin, który wyjechał oraz Warszawiak i swoiste międzymiastowe status quo. Czasem, wieczorami zastanawiam się, czy wszystkie moje decyzje były słuszne i co by było gdyby..., ale na szczęście szybko mi przechodzi.


Dopiero całkiem niedawno zmieniłem swoje podejście do spotkań z innymi gejami. Odkopałem znajomości z dawno niewidzianymi facetami, z którymi nie wyszły mi miłostki, ale byli fajnymi ludźmi. Czasem się z nimi spotkam, pogadam, ponarzekam i pośmieję się. Czasem odezwę się  na fejsie, kiedy zobaczę zielone światełko przy imieniu i nazwisku. Nowych ludzi poznaję z nastawieniem, że mogą w jakiś sposób mnie wzbogacić. Jeśli mi się ktoś podoba, to relację staram się kierować w jednym kierunku. Ale zauważyłem niestety, że faceci zrobili się przez te kilka lat leniwi i czekają na ideał, zamiast starać się być jemu jak najbliższym dla jednego, jedynego faceta.

Zresztą podejście to zmieniło się w związku z moimi comingoutami. Na początku było ciężko, serce mi biło mocniej, gdy mówiłem "jestem gejem" Elizie, Modelce, Wyzwolonej, Psycholożce, Parze Doskonałej, Mimie... Rodzicielce. Później było jakby coraz łatwiej, zgodnie z zasadą "im dalej w las tym więcej drzew". Moją szczerość wywoływał często alkohol i to przez niego powiedziałem kilku osobom za dużo. Teraz jest tak, że większość moich znajomych słyszała z piątych - szóstych ust wesołą nowinę. Każdy ma na tyle oleju w głowie, że nie pyta się wprost, ja nie odczuwam potrzeby eksponowania tego na każdym kroku, ale i też nie jest mi z tym wszystkim źle. W końcu, po ośmiu latach zaakceptowałem siebie w stu procentach i w końcu pozwalam się akceptować. I mogę Wam napisać, moi Drodzy Czytelnicy, że chyba to jest clue tego wszystkiego - jeśli chcecie, żeby ktoś Was akceptował, najpierw zaakceptujcie w stu procentach siebie.

Ale moje życie to przecież nie tylko perypetie związane z byciem gejem, randkami - mniej i bardziej udanymi oraz coming outem. Przecież przez te osiem lat działo się w moim życiu dużo innych rzeczy. Skończyłem liceum, przeszedłem przez studia, zacząłem pracę, zdałem Bardzo Ważny Egzamin. Nie jestem już 18 letnim Aniołkiem, jestem 26 letnim Panem Aniołem. Ale największym sukcesem jednak jest dla mnie to, że mimo tego maratonu życiowego nie zatraciłem w sobie tych dwóch cząstek, będących częścią nazwy tego bloga: trochę naiwnego, lecz dobrodusznego Anioła i depresyjno-sarkastycznego Diabła, który przeklina za dużo, ale jest pewny siebie i potrafi walczyć o swoje.



Uprzedzając ewentualne pytania - to nie jest rzewne pożegnanie, to dopiero początek. Chociaż wena płata figle, to nie spocznę, dopóki postów będzie conajmniej tysiąc. Tak więc, miłego czytania przez następne osiem lat ;-)

x

wtorek, 29 stycznia 2013

404) A może by tak...

... tydzień wolnego spędzony w Zapiździajewie, bez stresów, że jakaś terminówka, że na dziś trzeba zamknąć sprawę, że za mało pierdolonych dokumentów do podpisu dla szefowej względnie za dużo pierdolonych dokumentów do podpisu dla szefowej, że bilet miesięczny i fajki podrożały, z obiadkiem na stole i kawą z rana w miłym towarzystwie, bez laptopa którego "zapomniałbym" i bez tego całego pojebanego pedałoświata z fellow i pokrewnych?

Są takie dni jak dzisiaj, w których wracam sobie do domu i zaczynam rysować na kartce papieru plan techniczny maszyny do podróży w czasie, myślę o tym, skąd skombinować uranowe paliwo i że pierwsza podróż jaką wykonam to będzie do roku 1998.
Znajdę sobie Anioła w wersji junior i wpierdolę mu mówiąc "jak kiedyś powiesz, że chciałbyś być dorosły, to wrócę i poprawię".

-------------------

Wiecie, że wśród moich znajomych krąży plotka dotycząca mojej skromnej osoby? Bo jestem sam i w sumie z nikim się nie spotykałem za czasów studiów.
NA PEWNO JESTEM NIESZCZĘŚLIWIE ZAKOCHANY W ELIZIE! BO MI SERCE ZŁAMAŁA I
WYJECHAŁA DO WARSZAWY PRZERYWAJĄC STUDIA!

Nie tylko pedały są głupie i niedomyślne. Tak widocznie ma cały polski naród.


------------------

Kocham bloggera, kolejne słowa klucze w wyszukiwarce google, które prowadzą do mojego bloga:
-fajne dupy (no tu są same fajne dupy, wiadomo)
-rozmawiajmy po seksie (apel do społeczeństwa, żeby nie było tak jałowo)
-będę miał seks w ten weekend (gratuluję!)
-ciągoty do seksu (zazdroszczę, powodzenia!)
tyle o tym seksie, a ja na to wszystko za stary jestem x3