Moderowanie postów czasowo włączone

Moderowanie postów czasowo włączone

poniedziałek, 31 marca 2014

486) Fengszuj, całe życie na kredycie i może byś tak Damian wpadł popedałować?

Ten 2014 rok płynie tak szybko, że ani się nie obejrzałem, a już pierwszy kwartał za nami.

Aktualnie siedzę w swoim Anielskim pokoju, w którym, pod moją weekendową nieobecność, Młody zrobił przemeblowanie, bo jego zdaniem poprzednie meble były do wyrzucenia i Fengszuj teraz współgrać ma z moim Zen, czy co to tam miał na myśli. Nie powiem, wkurwiłem się na niego niezmiernie, kiedy powiedział mi o tym fakcie przez telefon, bo nie lubię, jak ktoś za mnie organizuje moją przestrzeń życiową, ale jak wróciłem do Poznania, to zobaczyłem, że Skubany miał rację. Dlatego, choć oficjalnie nadal się na niego gniewam, to nieoficjalnie (jak nie patrzy) - siedzę na moim nowym fotelu, trzymam nogi na mojej nowej pufie i sobie myślę, że Młody mógłby projektować wnętrza. Gdyby miał trochę więcej wolnego czasu.

--------------------------------

Zbliża się kwiecień i moje 26 urodziny. Nie planuję kolejnej akcji 26 prezentów na 26 urodziny, bo prezent zrobiłem sobie jeden, większy. Poza tym pora była zapłacić czesne na Bardzo Ważnej Uczelni, w związku z powyższym na moim koncie wieje pustką. Trudno, kolejne rzeczy z listy "do kupienia" muszą trochę poczekać. Tak ze trzy lata.

--------------------------------

No i wreszcie wiosna przyszła! Jutro przygotuję swój rower i mam zamiar w końcu, po prawie 7 latach mieszkania w stolycy Wielkopolski, wsiąść na siodełko i poruszać trochę pedałami. Co prawda plany miałem trochę inne, bo chciałem się w końcu nauczyć jeździć na rolkach, żeby na Cytadeli albo nad Maltą popodrywać trochę Poznańskich gejów, ale patrz wyżej. Tak więc niestety, na razie wystarczyć mi muszą moje stare dwa kółka.
Ktoś chętny popedałować z Aniołem?


czwartek, 27 marca 2014

485) Po pierwsze - miej czas.

Na pewno to znacie.
Randka, świetny czas spędzony razem, iskry i hektolitry wyrzyganej tęczy. Okazuje się, że poglądy na życie te same, tak samo kochamy zwierzęta i w przyszłości obaj możemy wyprowadzić się na wieś. Słowo za słowem, żart za żartem. Słowny ping pong i kurwiki w oczach. Normalnie idealne spotkanie, później jeszcze chwila spędzona przed blokiem, która tak naprawdę chwilą nie była. Powrót do domu i słodki sms od niego, że było naprawdę miło i musimy się wybrać kiedyś do kina na jakąś dobrą komedię.

I nie, nie ma ciszy. Ciszę bym olał.
Są smsy.
"Cześć Anioł, sorki, ale wyjeżdżam na delegację, będę w niedzielę, może wtedy gdzieś wyjdziemy?"
"Anioł, przepraszam Cię, niedziela odpada bo muszę zostać dłużej poza Poznaniem, może w czwartek wyskoczymy na pizzę?"
"Aniołek, przepraszam, z pizzy nici, mam strasznie dużo roboty, ale na pewno w przyszłym tygodniu będę miał więcej luzu"
"Anioł, wybacz, muszę zostać po godzinach, może w (...)"

Zauważyłem, że ten notoryczny brak czasu to znak naszego pokolenia. Pokolenia dwudziestukilku - trzydziestolatków. Bo każdy chce kochać (przynajmniej każdy tak pisze), każdy chce partnerstwa i zaufania. Każdy łaknie uczucia. Ale te uczucia zwykle przegrywają z karierą.
Czy kariera jest aż tak ważna? Oczywiście. Jak kiedyś Ear powiedział - definiuje nas jako ludzi. Nie uwierzę, że zwykle nie pytacie się faceta "co robi w życiu?". I jeśli jest lekarzem, prawnikiem, kosmonautą czy inżynierem to jest fajnie, a jak fryzjerem, sprzedawcą w Tesco czy bezrobotnym, to już trochę mniej.

Ale czy jest najważniejsza? Czy my, pokolenie tych młodych, wykształconych, z dużych miast, jesteśmy, jak typowi więźniowie swojej pracy, w stanie pozbyć się wszystkiego innego, by wspinać się po szczeblach zawodowej drabiny, depcząc po drodze przyjaciół, dobry kontakt z rodziną, zainteresowania, czy nawet jakąś z pozoru błahą relację, która mogła okazać się początkiem czegoś fajnego?

Ja nie potrafię. I choć sam uważam, że praca jest ważna, to nie gloryfikuję jej i nie kładę na piedestale. Owszem, miło odnieść jakiś sukces, wygrać sprawę czy wynegocjować ciekawy kontrakt, ale jesli miałbym to robić do późnych godzin nocnych to pewnie bym podziękował i szukał czegoś innego.
Bo praca nie jest życiem.
Praca jest tylko jego elementem.


poniedziałek, 17 marca 2014

484) Zagwozdka

Czasem jak spotykam się (wirtualnie i realnie) z gejami, to się zastanawiam, jak to możliwe, żeby ci najbardziej zniewieściali byli najbardziej niewycoming outowani. Bo zobaczcie, koleś w rurach, głos miękki jak plusz, ruchy zresztą takie same, chichot, którego by się nie powstydziła największa blondyna i mi taki mówi, że nie wie czy rodzice go zaakceptują i że nie ma z kim pogadać o tym, że jest gejem.

A ja nie rozumiem.

------------------------

czwartek, 13 marca 2014

483) Był sobie chłopak...

... z moich studiów.
Poznałem go na samym ich początku i od samego początku nie wzbudził on mojej sympatii.
Taki typowy, lekko zahukany, ale wojujący katol - prawicowiec. Nie zrozumcie mnie źle, do religii samej w sobie nic nie mam, sam nawet wierzę, ale on przesadzał zupełnie, jeśli chodzi o swoje poglądy. Od pierwszej rozmowy zaczął ciągnąć temat o tym, jaka to Polska powinna być Mesjaszem Narodów, która zbawi ten gnijący Zachód od grzechów i chuj wie czego jeszcze. Bo z Zachodu jest to co najgorsze, narkotyki, ateizm, pedalstwo i pedofilstwo.
Pamiętam jak dziś, że strasznie mnie wkurwiał i jakoś tak starałem się go omijać szerokim łukiem. Bo o ile reszta tych moich homofobicznych znajomych rzucała raz na jakiś czas żartami o pedałach (dla funu) to ten non stop indoktrynował każdego, kto go chciał słuchać (a chciało go słuchać jakby coraz mniej osób).

Pamiętam, że gdzieś tak na trzecim roku studiów jeden z moich znajomych, który w ogóle nie wiedział, że jestem gejem powiedział mi, że ten chłopak gada każdemu, kto chciał go jeszcze słuchać, że jestem gejem. Nie, że wydaje mu się, że jestem gejem, tylko że na pewno jestem gejem. W sumie nikogo to nie obchodziło, każdy traktował zarówno tego chłopaka, jak i jego rewelacje, z lekkim przymrużeniem oka. Obchodziło tylko mnie, najpierw strasznie to przeżywałem, później, byłem wściekły, lekko zły i w końcu w sumie obojętny. Może to była kwestia coming outu wśród najlepszych znajomych ze studiów, może to była kwestia upływu czasu, albo tego, że coraz mniej zaczęło mnie obchodzić, kto o mnie wie, a kto nie - nie wiem. W każdym razie, olewałem to.

Skończyliśmy studia, kontakt z większością roku się urwał, każdy z nas wybrał inną ścieżkę kariery. Z tym chłopakiem nie widziałem się już od ponad dwóch lat. Do wczoraj.
Wczoraj znowu na niego trafiłem.
Na jednym z gejowskich portali randkowych. Ma tam swój profil.

I teraz wszystko stało się jasne.


poniedziałek, 10 marca 2014

482) W poniedziałek nikt się nie uśmiecha.

Wstaję i Słoneczko świeci wysoko na niebie przez żaluzję w Aniołkowym pokoju. To sobie pomyślałem "o kurwa, pewnie już ósma a ja nie ustawiłem sobie budzika w komórce, znowu się spóźnię do roboty". Telefon ów leżał sobie na drugim końcu pokoju (żeby nie korciło mnie wciśnięcie drzemki, zdradliwa bestia) a ja uwijam się jak w ukropie - jeansy na dupę, zęby szuru-buru, fryzura machnięta na raz klejem do włosów. Poprawiałem sobie właśnie koszulę i zerkam na telefon, żeby zobaczyć, ile spóźnię się tym razem.
A na telefonie zajebista godzina 6.15.
Fuck...tycznie, wiosna.
I z powrotem położyłem się do łóżka, wypachniony, wyczyszczony w koszuli, w której się nie śpi.

----------------

Ogólnie dzisiaj zajebisty dzień, szkoda że poniedziałek i lista "to do" w mojej robocie jest w trakcie zapełniania, a nie skreślania.

----------------

A po ośmiu godzinach pracy przyszła pora na objadanie się tradycyjnymi lodami w poznańskiej Wytwórni lodów tradycyjnych z Mimą. Tak więc jedliśmy, zachwycaliśmy się smakiem lodów oreo (coś jest ze mną nie tak, bo Oreo kojarzy mi się zupełnie nie z ciastkami) opowiadałem jej o kolejnym facecie, z którym byłem na randce i nie wiem w sumie, czy jest zainteresowany dalszą znajomością, bo z jednej strony to mówił, że z miłą chęcią, ale z drugiej jakoś nie widzę smsa o treści "tej Anioł, chodź na piwo" i dumaliśmy głośno, że oboje chcemy faceta, któremu się chce. A nie takie nie wiadomo co. Bo z jednej strony fajnie czasem przejęć inicjatywę, ale z drugiej to ja jestem na to za stary. I tak dla odmiany miło by było, gdyby to jakiś On się pofatygował i dał znać, że chcieć mu się chce.


czwartek, 6 marca 2014

481) heheszki

Omatko, jakiś koleś sprzedaje swoje znoszone buty na fellow!
Już wiem co kupię sobie za zwrot podatku, parę śmierdzących najaczy.

A tymczasem Modelka wkręciła sobie, że jeden facet w poznańskiej Plazie na mnie leciał. Bo (uwaga) pomógł mi otworzyć pojemnik na odpady, kiedy sprzątałem po nas w foodcourcie. I do tego się uśmiechnął, a to przecież znak od niebios, co nie?

niedziela, 2 marca 2014

480) O kacu, zakupach i bardzo seksownym brytyjczyku.

Dzisiaj przeżyłem jeden z najgorszych kaców w moim życiu. A nawet nie chciałem iść na imprezę...
W każdym razie wyszedłem z Mimą na piwo i całkiem przytomnie stwierdziliśmy, że w sumie nie dość, że weekend, to jeszcze ostatki, więc pójść gdzieś po prostu wypada.
Po kilku piwach, kilku(nastu?) shotach i niespodziewanej wizycie w klubie starych znajomych urwał mi się film. Pamiętam tylko, jak Mima spakowała mnie do taksówki ("Ani mi się waż wracać do domu nocnym, zgubisz się i będę musiała Cię szukać!"), wpadnięcie o 4 w nocy do mieszkania, i otworzenie drzwi do pokoju Młodego, żeby tak jak w amerykańskich filmach cichutko zerknąć czy Młody już śpi (a tak naprawdę rano się dowiedziałem, że te drzwi to ja otworzyłem z rozmachem, po czym głośno i niezbyt kulturalnie pochwaliłem się Młodemu "Kurwa, ale się najebałem w chuj) i moment jak rzuciłem się na łóżko.

Wcześnie rano, koło 14 Młody obudził mnie i powiedział, że idziemy na zakupy, bo musi sobie kupić nowe spodnie. Zakupy na kacu to nic przyjemnego, nie polecam, zwłaszcza, że wtedy wszystko się podoba i raptem okazuje się, że przepierdoliło się połowę wypłaty na trzy koszule, dwie pary spodni i dwa swetry. Matko, kiedy ja to wszystko ubiorę?

-------------

Dzisiaj już nigdzie nie wyszedłem. Leżę na łóżku, obok mnie suszy się pachnące pranie a ja nadrabiam zaległości serialowe. Obejrzałem nawet nowy gejowski serial Looking. I powiem szczerze, że uczucia mam mieszane. Z jednej strony fajnie, że taki serial został w ogóle nakręcony, ale z drugiej, jest on straszliwie nudny. Więc potraktuję go jako zapełniacz czasu, bez zbędnej ekscytacji. Aczkolwiek dla Russela Tovey'ego obejrzę cały sezon.
Niby ma odstające uszy i tępy wyraz twarzy, ale jak się uśmiechnie i przyświdruje swoimi oczkami, to nogi mi się uginają i ręce same się wyciągają, żeby objąć monitor. Pograłbym z nim na konsoli. Zdecydowanie.