Stało się.
Po 24 latach wspólnego mieszkania, w tym po pięciu na własnych śmieciach, rozchodzimy się z Młodym.
Ja zostaję w Poznaniu, on wraca (na jakiś czas) do Zapiździajewa, gdzie od poniedziałku zacznie Bardzo Poważną i Dobrze Się Zapowiadającą Pierwszą Pracę.
Młody spakował podstawowe rzeczy. Posprzątaliśmy nasze mieszkanie (jeżu, jak dużo notatek, ulotek i gazet zebrało się przez 4 lata wspólnego pomieszkiwania!), wytarliśmy razem po raz ostatni Nasze Podłogi, podlaliśmy Nasze Kwiaty. Teraz to będzie przez jakiś czas "moje" mieszkanie.
Time to say goodbye. Nie tak do końca, bo obiecywał wpadać na każdy weekend i czasem w tygodniu, głównie do swojej dziewczyny, ale oczywista oczywistość, że to u mnie się przekima. Że zrobię coś pysznego do zjedzenia a potem wypijemy po piwku i obejrzymy nowy odcinek naszego ulubionego serialu.
Rodzicielka powiedziala mi dziś przez telefon, że to nam zrobi dobrze, to całe rozstanie. Bo ostatnio, co tu ukrywać, całkiem sporo się kłóciliśmy. Jak dwa samce alfa, które walczą o terytorium. Musimy trochę pobyć osobno, pożyć własnym życiem, żeby odkryć, co w życiu jest tak naprawdę ważne.
Czy to koniec naszej wspólnej przygody? Nie sądzę. Podejrzewam, że Młody za Poznaniem zatęskni. Prędzej czy później. Zacznie szukać nowej pracy, podparty doświadczeniem zdobytym w Zapiździajewie.
I może znów razem zamieszkamy?
Jedno jest pewne - jeśli tak, to tylko w dwóch osobnych pokojach. I z ogromnym tarasem, żebym miał gdzie wyjść na fajkę po jednej z wielu nadchodzących kłótni, kończących się po minucie, słowami "Ej, braciak, sorry".
ja też tęsknie za Poznaniem, za moim mieszkaniem, Maltą, moim ulubionym klubem sportowym bo tutaj niestety śpiewam sobie piosenkę Piaska trochę z innym tytułem "jesteś sam"
OdpowiedzUsuń