Moderowanie postów czasowo włączone

Moderowanie postów czasowo włączone

wtorek, 1 marca 2011

310-313) Marzec 2011


313) Idzie sobie wiosna, słychać świergot ptaka, ładna to piosenka tylko głupia taka…*

Od kilku dni mamy kalendarzową wiosnę.
Fajnie, fajnie, jak w kombajnie.
Po tej chujowej zimie, fajno wyjść sobie na dwór w wiosennych ciuchach i pouprawiać błogie nicnierobienie w parku, rozkoszując się wiosennymi promieniami słońca, słuchając wiosennych odgłosów przyrody (za to kocham Poznań, bo ma Cytadelę, która jest taaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaka duża), leżąc na wiosennej trawce z przyjaciółmi.
Albo wyskoczyć na rower, z naładowaną empetróją na uszach. I słuchać np tego:
http://www.youtube.com/watch?v=ZwbNesQeods&feature=player_embedded
——————————————————–
Kolo ma nadal moją książkę. To znaczy nie moją, Młodego.
Żeby ostatecznie uporać się z emocjami, musiałbym odłożyć ją na miejsce w mojej małej biblioteczce.
Może to głupie, ale takie niedokończone sprawy strasznie na mnie działają. Ostatnią niedokończoną sprawą był kwiat od Botanika.
Usechł i z jego podstawki zrobiłem sobie popielniczkę – sprawa skończona.
A teraz ta pusta przestrzeń strasznie kole w oczy, wiecie?
Dzisiaj mieliśmy się spotkać na spacerze, miało nastąpić przekazanie powyższego przedmiotu. I rozmowa, bo jakoś tak się stało, że Kolo przedwczoraj strasznie mnie opierdolił, że się do niego nie odzywam. Bo mu mnie brakuje, bo chciałby ze mną pogadać i takie tam sratytaty.
Dzisiaj odwołał spotkanie smsem, z powodu jakichś wcześniejszych rodzinnych zobowiązań.
Okeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeej.
A miejsce na półce nadal zionie pustką.
——————————————————–
Skupić się na nauce.
Skupić się na nauce.
Skupić się.
Skupić.
S.
*)Wie ktoś skąd ten cytat w tytule? Wie? Wie? Wuja google nie pytamy!

312) I know what boys like… NOT!

Egzamin skopany, bo oczywiście nie mogłem dostać pytań, których się nauczyłem. I chuj, że 3/4 zagadnień napisałem koncertowo, jak o tym czwartym nie miałem bladziutkiego pojęcia?
Trudno, wrzesień, czy coś.
——————————————–
The Waitresses – I Know What Boys Like
E, chyba jednak nie.
Wiecie, raz na jakiś czas miewam bolesne miesiączki. To znaczy, nie chodzi mi o te KOBIECE sprawy, bo ja jestem facetem i całkiem mi z tym dobrze (sikanie do pisuarów RLZ!). Chodzi mi o moje „poważne związki” które trwają z reguły miesiąc z hakiem.
Trwają sobie i trwają. Jest uroczo, słit, są esemesy, są spotkania, są pocałunki, poznawanie znajomych.
A później, kiedy Aniołek zaczyna się wkręcać i myśleć, że to może być coś trwalszego -  BUM!
I koniec.
A Aniołek myśli, dlaczego.
——————————————-
Wiecie co jest śmieszne? Że za każdym razem mi mówią coś w stylu „Jesteś naprawdę fajnym, zabawnym w chuj, przystojnym facetem z uporządkowaną głową pełną szalonych pomysłów ale nie wyleczyłem się jeszcze z byłego/nie czuję tego/(…) i wolałbym, żebyśmy zostali świetnymi kumplami. Sorki.”
I teraz – albo to komplement, że jestem naprawdę tak niesamowicie wręcz zajekurwabiście wybitną jednostką, wszyscy chcą usiąść w moim cieniu, dotknąć mnie i czerpać z tej zajebistości na zasadach osmozy. Czyli fajnie.
Albo jestem tak beznadziejną osobą, która nie potrafi rozkochać w sobie nawet nadmuchiwanego materaca.
Czyli fajnie jakby mniej …
 kwejk

311) Przewróciło się, niech leży

http://w283.wrzuta.pl/audio/27WqpFXJw93/elektryczne_gitary_przewrocilo_sie
Młody mi się rozchorował. To znaczy niedzielny wieczór spędził na narzekaniu, że go gardełko boli, że jakieś białe plamy na migdałkach widzi, że ma gorączkę pod 39 stopni.
Zaproponowałem mu ‘delikatnie’ żeby poszedł do jakiegoś lekarza, bo to pewnie angina, i jeszcze ‘delikatniej’, żeby wyjechał do rodzinnego Zapiździajewa, bo ja chorować nie chcę, bo praca, bo studia-srudia, bo Kolo.
Tak więc wyjechał w poniedziałek z bolącym sercem, był u lekarza, dostał tabsy, siedzi w pokoju i mnie wkurwia smsami i telefonami, że mu dobrze, że właśnie zjadł zajebisty obiad, że mama robi muffinki… Że przyjeżdża w piątek, bo jego dziewucha też się rozchorowała i co by robił w tym Poznaniu sam (na zasugerowanie, że mógłby chodzić na uczelnie, powiedział coś w stylu „<westchnięcie>eeeeeeeeeeee</westchnięcie>” (żart zrozumiały dla ludzi potrafiących hateemelować)).
Tak więc do piątku mam wolną chatę. Szał pał.
A w piątek mam egzamin.
—————————————
W związku z powyższym nie przejmuję się takimi pierdołami, jak ciepły i pożywny obiad, porządek w mieszkaniu… zaopatrzyłem się w 5 litrów tajgera, i że się tak wyrażę, NAPIERDALAM.
—————————————
SMS do Młodego: „Młody, dobrze że przyjedziesz w piątek, kuruj się tam kuruj, bo jak przyjedziesz, to posprzątasz mieszkanie :*”
SMS od Młodego: „Spierdalaj”

310) Wiosna, nie jest źle


W Poznaniu +10. Słonecznie. Wiosna.
Nie wiem jak Wy, ale ja się cieszę, że za nami mrozy. Że mogę popierdzielać w wiosennej kurtce i w trampkach do roboty, że po pracy wita mnie Słońce, a nie księżyc zakryty milionem chmur. Że za oknem nie jest ponuro.
Potrzebowałem tego. Zima trwała zdecydowanie za długo. Zdążyłem załapać kilka dołów, stać się jebanym domatorem, który nigdzie nie wychodzi, tylko siedzi w moim kawalerskim mieszkaniu i ogląda któryś z kolei serial.
Fajnie, kurwa.
————————————
W związku z powyższym, ubiegły weekend był jednym z najprzyjemniejszych w ostatnim czasie. Piątkowy dzień z Kolem (bo przecież każda osoba na moim blogu ma jakiś pseudonim, musiałem jakiś wymyślić facetowi z poprzedniego posta ;-) ), sobota spędzona z Parą Doskonałą w kawiarni, ze Znajomymi z Roku (określenie zbiorcze) i z Wyzwoloną oraz Pedagożką, bo ta ostatnia miała urodziny. Niedziela pod znakiem Młodego i jego dziewczyny. Po tak męczącym weekendzie cudownie było wstać w poniedziałek do pracy, serio. Zastrzyk energii.
Duży!
———————————-
Siedzę w Zapiździajewie, bo jutro szykuje się impreza rodzinna. Obok mnie Młody gra w jakąś głupią gierkę, na łóżku leżą notatki z Kolejnego Przedmiotu Na Tych Studiach, Którego Fanem Nie Jestem, w słuchawkach leci http://rezteherbe.wrzuta.pl/audio/3f1FbvOKVtl/muzykoterapia_-_woda (kolejny paradoks w moim życiu – kiedy jest mi wesoło – słucham smutnych kawałków) a ja sobie myślę, że moje życie nie jest wcale takie złe, jak myślałem.
Nie jest źle.
Nie jest źle.
Nie jest źle. :)

wtorek, 1 lutego 2011

308-309) Luty 2011

308)Nowy Kodeks Devil Angela

Wiecie, że jakoś tak dzisiaj mija połowa kalendarzowej zimy?
I dobrze, nie lubię tej całej zimy. Tzn tego, ładnie jest, jak jest biało na dworze, można wyjść na spacer, zrobić bałwana czy poślizgać się na dupnikach, ale przez pierwszy tydzień. Potem to wszystko robi się bardziej upierdliwe.
—————————————————-
OK, nie pisałem dawno, już prawie miesiąc od mojego ostatniego posta. Po prostu robiłem sobie przerwę od tego całego gejowskiego światka, zlikwidowałem konta na fellow i gayromeo, chciałem trochę odpocząć.
Musiałem przemyśleć parę rzeczy. Odbyłem jakiś czas temu rozmowę z Pedagożką i Wyzwoloną i zdałem sobie sprawę z tego, że trochę zagubiłem się w poszukiwaniach Wymarzonego-I-Idealnego-Partnera-Na-Całe-Życie-Którego-Mi-Będą-Wszyscy-Zazdrościć-A-Koleżanki-Poproszą-O-Jego-Zdjęcie-Żeby-Mogły-Zrobić-Z-Niego-Plakat-I-Powiesić-Nad-Łóżkiem. Bo co z tego, że wszyscy wokół mnie kogoś mają, że Mody żyje miłością (i egzaminami), Przyjaciele zastanawiają się od miesiąca, co będą robić na walentynki. Czy to znaczy, że muszę kierować się słowami starej przyśpiewki ludowej „Olaboga nie wyczymom, wszyscy majom a jo ni mom!”? 
Nie.
Postanowione.
Nowy kodeks Devil Angela.
1)Nie będziesz szukał ideału swego,
2)Nie będziesz skreślał nikogo dlatego, że ucho krzywe albo nos za duży, studia nieskończone, czy też niski jakiś taki.
3)Nie będziesz myślał, po pierwszej randce,że to jest oto ten wymarzony i wyśniony, na którego czekałeś wieki.
4)Nie będziesz planował po pierwszej randce domu z ogródkiem, imienia psa/kota/chomika i koloru ścian w sypialni
5)Nie będziesz spędzał tyle czasu na Portalach Branżowych, na oblukiwaniu, czy nie pokazał się przypadkiem ktoś nowy, kogo warto poznać.
6)Nie będziesz zazdrościł Młodemu miłości do dziewczyny jego, ani żadnej osoby, która zakochana jest.
——————————————————–
Założyłem nowe konto na fellow. Będę z niego mądrze korzystał. Obiecuję

sobota, 1 stycznia 2011

307) Styczeń 2011

307) Słabość chwilowa

Nie lubię takich dni, jak ten.
Kiedy niby muszę się uczyć na nadchodzący egzamin, niby mam książkę, którą chcę przeczytać, niby musiałbym zrobić porządek na biurku (dziś jest światowy dzień robienia porządku na biurku, jakby ktoś nie wiedział). Niby.
Ale mi się nie chce. Jestem wypompowany, bez pozytywnej energii, która kopnęłaby mnie i powiedziała „idź coś zrób, cokolwiek, a nie leżysz jak ten baran na łóżku z laptopem i głupiejesz”. Wziąłbym się do roboty, kręcąc nosem i zrobił coś pożytecznego.
A tak myślę.
Myślę o tym, że jestem coraz bardziej samotny. Przyjaciele mają wiele innych rzeczy do roboty, Młody jest, ale jakby go nie było, rodzice mają swoje problemy i zmartwienia. A ja jestem sam.
To złe uczucie, wiecie, kiedy leżysz w łóżku, w tle lecą smęty (ale jakie ładne!) a Ty się zastanawiasz nad tym, jak szybko życie ucieka między palcami. Bo jutro znowu niedziela, później znów do pracy, znów na uczelnię.
I po co?
Taki egzystencjalny dół.
Zimo wypierdalaj!
A może tylko zwalam winę na tę porę roku?
http://www.youtube.com/watch?v=0jZ8eBuQgFg&feature=related

środa, 1 grudnia 2010

302)-306) grudzień 2010

306) Starorocznie

Święta, święta i kilka kilogramów więcej.
Wiecie co? W tym roku jakoś nie poczułem tego nastroju, aury panującej w wielu domach, atmosfery świąt. I trochę się tego boję, bo poprzednie lata były zgoła inne, to ja nuciłem sobie pod nosem „last krismes aj gew ju maj hart”, lukrowałem pierniki z Wyzwoloną, kupowałem prezenty za połowę mojej miesięcznej kasy, pełen uśmiechu od ucha do ucha.
Teraz niby dzieliłem się opłatkiem, niby ubierałem choinkę, niby jadłem barszcz z uszkami i rybę po grecku… ale wszystko było takie… sztuczne.
———————————————————————-
Rok 2010 przebiegł zdecydowanie za szybko. Ani się nie obejrzałem, a on już na finiszu. Masakra.
To znaczy wiecie, jakoś mimo wszystko nie jest mi żal staruszka. Bo ten dwa tysiące dziesiąty (nie dwutysięczny dziewiąty!) jakiś mega zajebisty nie był. Z tej okazji przygotowałem małe podsumowanie, w liczbach (bo ja jestem takim niespełnionym matematykiem :D ):
  1. Notek na blogu – 41 (wychodzi jedna notka na około 9 dni, przepraszam, obiecuję poprawę! Na moje usprawiedliwienie mogę napisać jedynie tylko to, że często nie miałem czasu/ weny/ ochoty/ o czym pisać*);
  2. Średnia w indeksie – 4,1 (Aniołek zaczął się uczyć!);
  3. Ilość miesięcy w pracy – 8 (masakra!);
  4. Ilość randek – nie wiem, szczerze mówiąc… 20kilka?
  5. Kontakty randkowe trwające więcej niż 1 spotkanie? 4 (jeden po trzecim spotkaniu powiedział, że za dużo mówię, drugi mnie za przeproszeniem wyruchał i zostawił, trzeci wrócił do exa, czwarty po trzecim spotkaniu powiedział że mnie kocha i zawsze będzie mnie kochał, to się przestraszyłem);
  6. Ilość „drobnych potknięć w szukaniu miłości na całe życie” (tak mi Ążej kazał nazywać partnerów seksualnych, z którymi nic nie wyszło) – z tym mam problem, bo nie wiem, jak kogo liczyć. w każdym razie – moim zdaniem za dużo.  Ktoś mi mądrze powiedział, chyba Wyzwolona: „Ale diabełku, co sobie poruchałeś, to Twoje!”. Tylko ja tak średnio czuję to usprawiedliwienie;
  7. Ilość coming outów najbliższym znajomym i rodzinie? 4, w tym jeden najważniejszy, Rodzicielce;
  8. Ilość profili na ciotonaszejklasie (czyt. fellow) – 2, bo mi się poprzedni nick nie podobał, więc zamieniłem go na jeszcze głupszy :P ;
  9. Ilość spalonych paczek papierosów, przy piwie, z kolegami, ucząc się na egzaminy i paląc w samotności, patrząc się na widok z okna i zastanawiając się, czy jest tam gdzieś w Poznaniu JakiśKtoś – +-250;
  10. Ilość znalezionych miłości - 0 (ale to chyba wina fejsbuka, bo 3 stycznia oznajmił mi, że szansa znalezienia miłości w 2010 roku wynosi 1%);
—————————————————-
Życzeń i postanowień noworocznych nie będzie. Bo te pierwsze są takie szablonowe („Żeby przyszły rok był lepszy niż poprzedni, „do siego roku” „pomyślności”) a te drugie i tak nie wychodzą (co roku próbuję).
W ostatnim poście roku 2010 chciałbym Wam tylko podziękować, że jesteście – niektórzy bardziej, inni trochę mniej. I powiedzieć, że to fajne uczucie, wejść tutaj, napisać parę słów, przeczytać je po kilku miesiącach i pomyśleć „tej, kiedyś to ja miałem problemy o_O”.
Trzymcie się!
http://www.youtube.com/watch?v=kUsmiUDIEeA – bardzo mi się podoba to wykonanie :)

304)Dzień za dniem, tydzień za tygodniem

Czuję od jakiegoś czasu, że moje życie wpadło na pewne tory. Taki szablon, podobny do tych, z którymi mieliśmy do czynienia w przedszkolu, odrysowując zwierzątka z panią przedszkolanką.
 Jest przewidywalne jak to, że jutro znów będę czekał ponad godzinę na pociąg z Zapiździajewa do Poznania (to tak przy okazji kolejowej metafory).
Śpię, jem, pracuję, uczę się, oglądam seriale, sprzątam, pogadam z Młodym, posiedzę sam w mieszkaniu, śpię. Czasem wyjdę ze znajomymi, czasem wyjdę na randkę. Nic mnie nie cieszy, nawet blog.
Chyba wpadłem w zimową deprechę, bo wstaję – jest ciemno, wracam z pracy – jest ciemno. Potrzebuję promieni słońca, potrzebuję spacerów po Cytadeli, potrzebuję wyjścia na dwór w krótkim rękawku, zaczerpnięcia powietrza i wiosennych zapachów, które delikatnie, acz uroczo kręcą w nosie. Potrzebuję kolorów inne niż szaro – białe.
Ale na to wszystko będę jeszcze czekał co najmniej zajebiście długie trzy miesiące.
Zimo wypierdalaj, wypierdalaj zimo.
————————————————————-
Tak wiem, zwalam wszystko na pogodę. To najprostsze rozwiązanie.
I nie jestem Emo, Emo nie jedzą mięsa, nie piją, nie palą (…). Po prostu no, trochę chujowo mi. Tak to określę.

303) Mój syn jest gejem

Ostatnio kilku moich znajomych zdecydowało się na coming out. Ten najbardziej hardkorowy, bo powiedzenie przyjaciołom nie jest takie straszne – łatwiej zaakceptują, szybciej się pogodzą… Wiele osób obecnie uważa, że to trendy mieć kumpla geja. „Bo to takie światowe”.
Inaczej jest z rodzicami. Bo to inny typ międzyludzkich relacji. Wszak rodzice znają nas od maleńkości, opiekują się nami, dbają, by nic nam się nie stało, by niczego nam nie brakowało, byśmy wyrośli na ludzi dojrzałych, zaradnych i szczęśliwych. Sami dorastali w niezbyt ciekawych czasach, gdzie ciężko było nie tylko z pracą, z kupnem podstawowych rzeczy, ale także z tolerancją. Dla wielu z nich szczęście kojarzy się z dobrą pracą, kochającą rodziną, pięknymi i zdolnymi dziećmi. Brak jednego z tych elementów w życiu pociechy, jest nieakceptowalny. Dlatego wiadomość, że ich ukochane dziecko jest gejem, może być wielkim wstrząsem, dla niektórych – zbyt wielkim.
Coming outy moich znajomych nie poszły za dobrze, może związane to było z powyżej przytoczonymi przeze mnie czynnikami, może czymś innym? Nie wiem. Czasem zdaję sobie sprawę, jakim szczęściarzem jestem, bo moja mama przyjęła ten fakt do wiadomości. Tyle. Nic się między nami nie zmieniło. I choć minęło od tej pory pół roku, i choć nie rozmawiam z nią o moich problemach z facetami, brakiem drugiej połówki a jeśli podejmuje temat mojej orientacji to ścisza głos i nie mówi „jesteś gejem” tylko „jesteś wyjątkowy”, to wiem, że i tak mam szczęście. Bo wielu innych rodziców tak  łatwo nie zaakceptowało tej informacji.
Reakcje są różne – płacz, wyrzuty („Nie tak Cię wychowaliśmy”), apele („Znajdź sobie jakąś dziewczynę lepiej, bo na starość zostaniesz sam!”), szantaż emocjonalny („Serce mi pęknie, jeśli to prawda”), histeria („Co ludzie powiedzą!”), groźby, przemoc („Wytłukę z Ciebie to Twoje pedalstwo) i propozycje leczenia („Weźmiemy Cię do psychiatry i Cię uzdrowi”). Po takiej rozmowie taki syn, czy córka czują się stłamszeni, uciekają z domów i urywają kontakt. Obrażają się. Poddają się bez walki. A nie powinni.
Bo tak naprawdę to ogromny szok, dla rodziców, którzy wychowali się w innych czasach i kierowali się innymi wartościami. Strach przed niezrozumianym, który pcha ich do histerycznych czynów, jak wiele z tych przytoczonych wcześniej.
Czasem trzeba dać im trochę więcej czasu. Wyprowadzić się, usunąć w cień, żeby zatęsknili i przemyśleli cały „problem”. Innym razem – szczerze porozmawiać o swoim życiu, opowiedzieć o problemach dorastania, zapewnić, że jest się szczęśliwym. Czasem trzeba poprosić o pomoc kogoś innego, przyjaciółkę mamy, psychologa, siostrę czy brata, bo nic tak nie oczyszcza atmosfery i nie pomaga w przyswojeniu tych informacji, jak rozmowa z kimś innym.
Bo wielu rodziców kocha ponad wszystko, tylko musi sobie posegregować w głowie taki natłok informacji. Przecież wiedza o homoseksualizmie jest u nich wyniesiona z telewizyjnych seriali i informacji w wiadomościach o paradach równości. Dla nich każdy gej myśli o seksie, jest połamany i zniewieściały. Szokiem jest fakt, że  do tej grupy „zdegenerowanych zboczeńców z flagą wytatuowaną na czole” należy również ich ukochane dziecko. Czują wstyd, żal, rozpacz, że ich dziecko jest „inne”. I boją się.
Podobnie było z moim znajomym. Usłyszał od własnej matki, że jest chory i ma się wynosić z domu. Uciekł do przyjaciółki, zamieszkał z nią i poszedł do pracy.
Dwa miesiące później do drzwi zapukała jego mama. Płakała, powiedziała że żałuje tego, co powiedziała i co zrobiła. Prosiła, żeby przeprowadził się z powrotem do rodzinnego domu. Przegadali razem całą noc, ale do domu nie wrócił. Powiedział, że będzie lepiej, jak się w końcu usamodzielni. Ale na obiad w niedzielę by przyszedł.
Od tamtego incydentu minęły trzy lata – skończył studia, założył własną firmę, znalazł sobie partnera i zamieszkał z nim. Został chrzestnym dziecka przyjaciółki, z którą mieszkał przez ten trudny okres.
A co niedzielę przychodzi na rodzinny obiad. Nie sam, z partnerem.
Nie ukrywam, taki happy end nie zdarza się zawsze. Czasem historia kończy się smutniej, bo mimo starań nie można zmienić nastawienia mamy, czy taty. Drogi się rozchodzą… ważniejsze od kontaktu z synem są bzdurne kazania księdza, czy zdanie sąsiadów.
Gdyby mnie spotkał taki koniec coming outowej historii, strasznie bym to przeżył. Zadręczał się myślami, że to wszystko przeze mnie. Ale po jakimś czasie, po kilku dniach, miesiącach, latach, stwierdziłbym, że dobrze się stało, bo czy rodzice, którzy kochają swoje dziecko, wyrzekliby się go z tego powodu?
Na to pytanie odpowiedzcie sobie sami.
Życzę wszystkim walczącym z coming outem, który nie poszedł po ich myśli, żeby skończył się tak, jak na filmiku. I trzymam za Was kciuki ;-)

302) Srutututu kłębek drutu

Zestarzałem się.
Jeszcze trzy lata temu piątkowy wieczór spędzałem poza domem. Zresztą nie tylko ten jeden, co chwilę gdzieś wychodziłem – to do Elizy, to na piwko, to na randkę, czy imprezę do białego rana. A teraz?
Piątkowy wieczór, przyjechałem do rodzicieli, zjeść obiad, dać się wygadać matce, obejrzeć „kocham Cię Polsko” w telewizji i posiedzieć przy kompie, kiedy staruszkowie pójdą spać.
Gdzie się podziała ta spontaniczność? – zapytał Aniołek ubrany w szlafrok i palący papierosa przed kompem.
———————-
A propos palenia – Młody zmusił mnie, żeby znów spróbować rzucić. Się biedaczek zakochał w dziewczynie, która nie pali, to teraz musi trochę pocierpieć. A że my zawsze wszystko robimy razem, to okazało się, że rzucać też razem zaczniemy.
Tylko nie mam kurwa motywacji. To znaczy wiadomo – „szczęście Młodego”, powinno być JAKĄŚTAM motywacją, ale że ja trochę egoistyczny jestem, to mi to nie do końca wystarczy.
Kasę mam, zdrowia mi nie szkoda, nie mam dla kogo rzucić, w przeciwieństwie do Młodego. Tak więc postaram się rzucić, nie dla kasy, nie dla zdrowia, tylko dla wolnego Tybetu.
I o, jakaś motywacja jest, co nie?
http://www.youtube.com/watch?v=iPxCocEfHf0