Rozmawiałem sobie ostatnio z jednym chłopakiem na kumpello, który lat ma chyba z 20, o jego sytuacji rodzinnej i przypomniałem sobie o własnych lękach, które miałem nomen omen w tym samym wieku.
Chłopaczek ów wyprowadził się z rodzinnego miasteczka na studia do Wielkiego Poznania. Dopiero tutaj zaczął chodzić na randki, oswajać się ze swoją seksualnością, tolerować (na razie siebie, bo jeszcze nikt inny o nim nie wie) i... no nie wiem, żyć swoim życiem w pełni? Zapytał się mnie, jaki wiek jest najlepszy do coming outu.*
I pierdolnęło mnie małe deja vu. Bo chyba każdy gej dociera do takiego etapu życia, w którym by chciał się otworzyć przed kimś bliskim, a cholernie się boi reakcji. Tak jak w tej przyśpiewce ludowej "tralalala i chciałabym, i boję się" (leciało to trochę inaczej i chodziło o utratę dziewictwa, ale clue jest w sumie takie samo).
U mnie to poszło trochę wbrew mojej woli. Młody dowiedział się sam, bo grzebał w historii komputera nie tam, gdzie trzeba i zrobił mi mały poligon doświadczalny. Było przymusowo, rzewnie, były groźby, były jakieś tam błagania i pytania "czy chciałbyś się poddać leczeniu?". Było... dziwnie. I trochę straszno ("Tylko nie mów Rodzicielom, bo ich to zabije!"), i trochę śmieszno ("Czemu się śmiejesz, przecież to tragedia!"). I choć pewnie teraz nie byłby zadowolony, gdyby powyższe słowa przeczytał, bo wtedy to z niego dzieciak był, lat około osiemnaście, a teraz czasem mi pisze SMSy, że w tramwaju spotkał faceta, w którym pewno bym się zakochał i miał śliczne adoptowane dzieciątka, to wtedy było mi naprawdę ciężko. Bo wiecie zawsze myślałem, że będzie tak jak w filmach, jakiś hurraoptymizm i szał dzikich ciał. No ale gdyby życie było filmem, to miałbym klatę jak u Pirata a po bułki do sklepu chodziłbym w polówce Lacoste.
W każdym razie, odbiegam od tematu.
Zastanawiam się, jak by się moje życie potoczyło, gdyby Młody kompa wtedy nie ruszał. Bo mimo wszystko, to doświadczenie, może nie do końca przyjemne, trochę mnie zahartowało. Wiedziałem już, jakiej reakcji mogę się spodziewać (i na szczęście, na razie nic podobnego się nie wydarzyło) i wiedziałem, że czasem lepiej trochę poczekać, zamiast uświadamiać na siłę. Wybadać grunt.
No dobra, prawdą jest, że po takim doświadczeniu srałem metką trzy razy bardziej, kiedy już na studiach Elizie drżącym głosem mówiłem, że jest trochę nie w moim typie, bo ma jakieś takie cycki duże, a ja jestem pedałem, więc średnio mnie one jarają. Pytanie brzmi, czy i kiedy rozpocząłbym ten cały śmieszny coming out? Kiedy bym powiedział Młodemu? Czy powiedziałbym Rodzicielce?
Uważam, że w tym przypadku wiek w dowodzie nie jest żadnym wyznacznikiem gejowskiej dorosłości. Bo znam bardzo świadomych siebie gejów ledwo osiemnastoletnich i znam trzydziestolatków, którzy to "nie wiedzą, czy są gejami, bo w sumie ruchają facetów, ale czy po tym można już jednoznacznie to stwierdzić?". Prawda jest taka, że najpierw trzeba tolerować siebie samego, żeby wystawić się innym. A to przychodzi z czasem. Pod wpływem własnych doświadczeń.
Ludzie są trochę głupi, postrzegają innych, tak jak ci inni postrzegają samych siebie.
Ten młody, dwudziestoletni, chłopaczek, jest na dobrej drodze. Kiedy mnie zapytał, jaki wiek jest dobry, by zacząć wychodzenie z szafy, odpowiedziałem mu, że każdy. I żeby się nie spieszył, bo będzie wiedział, kiedy nadszedł ten czas.
A kiedy on przyjdzie, to z uśmiechem na ustach powie "Ej, Kasiu, gejem jestem. ... No co, zatkało kakao?".
*)No kurwa, wychowuję następne pokolenie Polskich gejątek. Czuję się jak Matka - Polka z garem bigosu i chochlą w dłoni, wołająca swe dzieci, żeby przybiegły na pożywny obiad.
Gdyby życie było filmem, to po bułki limuzyną jeździłaby jedna z Twoich gospoś :P
OdpowiedzUsuńMoze kiedys po bułki będą jeździły nasze gosposie w polówkach lacoste? :P
UsuńA miał być jeszcze właściwy komentarz, tylko nie zdążyłem wrócić ;)
OdpowiedzUsuńMasz rację, właściwego wieku nie ma, ale chyba lepiej mieć możliwość przygotowania siebie (innych) na coming out. Na pewno dobrze mieć "odwód" w postaci wsparcia innego członka rodziny lub przyjaciela.
Ja mimo 29 lat jeszcze się nie ujawniłem, co niebawem się zmieni.
Czytasz mnie od niedawna, więc powiem Ci tylko, że tak naprawdę moja mama sama się mnie zapytała, i odeślę do odpowiedniego posta tematycznego ;-) http://halfdevilangel.blog.onet.pl/283-Wewnetrzne-demony-czyli-Ma,2,ID405258690,n
UsuńTak ku pokrzepieniu serc :D
Moja Mama daaawno temu zapytała, ale wtedy skłamałem, teraz został mi tylko Tato...
UsuńFajną masz Mamę :D
To w ramach rewanżu ;) zerknij do mnie:
http://mojebrokeback.blogspot.com/2012/04/do-mamy-geja.html
Czytałem dzisiaj tego posta u Ciebie i się wzruszyłem ;-)
UsuńSzkoda tylko, że moja Mama zapytała mnie o "to" tylko raz i tak wcześnie (a żebym ja to pamiętał, kiedy to było? nie wiem, chyba w okolicach 13-15 roku życia). Ja wtedy nie chciałem zawieść oczekiwań Rodziców, stąd zaprzeczenie. Odstąpiłem od niego dopiero niedawno (drugie tyle lat później).
UsuńTo skąd te alternatywne wersje, bo niezbyt rozumiem intencje Autora? :)
Gdyby ktoś błąkał się tu po Twoim blogu wypierając się swojego homoseksualizmu, polecam lekturę książki "Tożsamość w rodzinie. Ujawnianie tajemnicy", której autorem jest Ritch Savin-Williams. W książce są różne "scenariusze" coming outu i zdradzę tylko, że reakcje rodziców najczęściej wcale nie są takie skrajne, jak my (geje, lesbijki) tego się wcześniej obawiamy. Przed ujawnieniem się trzeba jednak zaakceptować samego siebie --- trudno, żeby akceptował ktoś inny, jeśli nie robimy tego sami.
Mateusz, nie do końca wiem, o które alternatywne wersje Ci chodzi. Te w moim powyższym poście, nr 358?
UsuńJeśli tak, to śpieszę z odpowiedzią. Otóż dorastając w mojej rodzinnej, nomen omen, wsi, o tematyce homoseksualnej mówiło się 'po cichu'. Często przeklinając, lub żartobliwie 'a, ten, to chyba pedał jest, bo dzwony ubrał'. Zastanawiam się po prostu, czy nie będąc niejako zmuszonym do coming outu w wieku 18 lat i przeżywając ciężką szkołę, odważyłbym się powiedzieć o tym sam, z własnej, nieprzymuszonej woli. Bo tak naprawdę, to wspominając te czasy, chyba sam nie byłem jeszcze gotowy na takie wyznanie komukolwiek. Owszem, mogłem powiedzieć Młodemu coś w stylu "Ej, przestań, ja tylko sprawdzałem, czy nie ma żadnego pedała w Zapiździajewie, byłoby śmiesznie", ale podjąłem pewną decyzję, która chyba zadecydowała w dużej mierze o mojej homoseksualnej cząstce życia.
Oj to ja wszystko popiep... przepraszam :) Brat przed Rodzicami milczał (nie wiem czemu zrozumiałem odwrotnie, kłania się moje czytanie ze zrozumieniem :/) i stąd pytanie o "alternatywę", a te historie (mama/brat) się uzupełniają, a nie wykluczają. Sorry :)
UsuńBrat, po etapie zaprzeczania i nieakceptowania, powiedział, że to moja decyzja kiedy powiem reszcie rodziny. Sugerował tylko, żeby to było "późno", najlepiej w momencie, kiedy sam będę mógł się utrzymać :) Aczkolwiek ładnie przyjął na klatę informację, że powiedziałem mamie, podniósł ciężar rozmowy z nią i wyjaśnienia jej pewnych rzeczy ;)
UsuńDlaczego my do tego wszystkiego musimy dochodzić sami, od nowa? ;) Jakby tak człowiek wszystko wiedział we wczesnych latach młodości, to wybrałby najlepszą drogę, a nie metodą prób i błędów testował siebie i otoczenie... Odnośnie samowystarczalności, nie wiem, czy to warunek sine qua non, ale na pewno korzystniejsze rozwiązanie nawet na najgorsze możliwe reakcje.
UsuńPS. Gratuluję odnalezienia miejsca, w którym zmienia się awatar ;)
Tak jak sam napisałeś najważniejsze żeby samemu zaakceptować siebie, a z resztą jakoś pójdzie. Zawsze jest obawa, że ktoś nas nie zrozumie, wyśmieje, nie będzie chciał się zadawać. Ale jeśli mówi się o sobie swoim prawdziwym przyjaciołom to jeśli rzeczywiście są to przyjaciele to to zrozumieją i zaakceptują.
OdpowiedzUsuńJa teraz kiedy w sumie 3 lata t emu się zaakceptowałem, a 2 lata temu powiedziałem Mamie to chyba żałuję, że tak długo się opierałem przed samym sobą. Ale cały czas miałem nadzieję, że to 'jakoś minie".
Nie ma odpowiedniego wieku. Jedli mają 20 lat i już wiedzą, inni 30 i jeszcze nie wiedzą. To kwestia indywidualna.
Ja chyba nie miałem takiego jakiegoś widocznego etapu nieakceptowania siebie. Bo w sumie jestem jedną z tych osób, które jakoś podświadomie zawsze wiedziały, że dziewczyny to nie "to'. Miałem tylko dosyć długi etap nieakceptowania środowiska homoseksualnego, odcinania się od niego na siłę i uważania, że jestem jedynym normalnym gejem na świecie. No i nieakceptowania tego, że mogę zostać niezaakceptowany przez społeczeństwo.
UsuńWidać to zwłaszcza w moich pierwszych postach na poprzednim blogu ;)
nie zdązylem jeszcze zostawić śladu po sobie a komunikat blogspotu krzyczy do mnie z ekranu lapa: twoj komentarz zostal opublikowany. wtf? ;)
OdpowiedzUsuńnie wazne... heh co do tego calego coming outu - nie jestem jego zwolennikiem i nie dlatego, ze sie boje. mam wyjebane na to co powiedza inni na temat tego kogo/czego szukam w zyciu uczuciowym i intymnym zarazem. ale tez nie widze potrzeby mowienia o tym kto jest obiektem moich westchnien i za kim sie odwracam na ulicy. nikomu nic do tego.
a raz na pytanie znajomego z pracy, czy jestem gejem? odowiedzialem "jestem sobą". i wbrew pozorom odpowiedz wystarczyla... i taką też zawsze stosuje do kazdego kto sam wyjdzie z inicjatywą pytania o moje preferencje.
ps. rojek? to pojechales na czasie :D ;P