Moderowanie postów czasowo włączone

Moderowanie postów czasowo włączone

środa, 24 lipca 2013

443) Dynastia Aniołowskich

Pewnie zauważyliście, że jestem bardzo rodzinnym człowiekiem.

Tak bardzo, że potrafię rzucić wszystko, wsiąść w pociąg po robocie, żeby tylko zjeść z Rodzicielką obiad, wypić z Młodym piwko, obejrzeć z Rodzicielem wiadomości i wrócić wieczorem do Poznania. Albo pójść do Starego na 2 minuty i przesiedzieć w konsekwencji cały wieczór, rozmawiając o mniej lub bardziej ważnych sprawach.

Młody przypomniał mi dzisiaj prze telefon taką anegdotkę. Każdy z nas w dzieciństwie miał swoją skarbonkę, do której wrzucaliśmy kieszonkowe i mega pilnowaliśmy, żeby uzbierać na jakiś fajny gadżet. A po miesiącach zbierania i odkładania, otwieraliśmy obie skarbonki, wyspywaliśmy kasę na stół i otrzymaną sumę rozdzielaliśmy na dwie równe kupki. Dzieliliśmy się wszystkim, zabawkami, kolegami z podwórka, pokojem, sekretami, pomysłami na życie. I dzielimy się do dzisiaj.

Stary był znów strasznie wycofany i miał zawsze swoje sprawy, swoje życie. W pewnym momencie nasze drogi się rozeszły na kilka lat, każde nasze spotkanie oznaczało mniejszą lub większą kłótnię, ale kiedy trzeba było coś załatwić temu drugiemu, ten pierwszy rzucał wszystko i napierdalał. Teraz na szczęście kontakt znacznie nam się polepszył, trochę się dotarliśmy.

Rodziciel z kolei jest jedną z tych osób, które nie cierpią, gdy nie mają racji. Potrafił obrazić się na cały świat, jeśli miałem inne zdanie niż on. Pod wpływem czasu jednak zaczął zauważać, że to my mamy większą wiedzę na temat otaczającego nas świata, komputerów, samochodów, prawa. I zauważyłem, że teraz nie my jego słuchamy, lecz on nas. I dużo się od nas uczy.

Rodzicielka, jak to Rodzicielka, przeszła dużą metamorfozę, od organu decyzyjnego, do doradczego. Kiedyś, gdy pytałem się jak postąpić, mówiła mi "zrób to", teraz na to samo pytanie odpowiada "to Twoje życie Aniołku, Ty podejmujesz decyzje, ale jeśli bym Ci mogła doradzić...". I choć czasem się wkurwiam, że zapomina o tym, że lat mam nie pięć, lecz dwadzieścia pięć, to mimo wszystko rozumiem, bo sam się martwię, kiedy samotnie jeździ choćby pociągiem do Aniołkowych dziadków.

Od kiedy pamiętam miałem taką wizję. Niedzielne popołudnie, krzątam się z moim partnerem w kuchni, pod nogami pałęta się pies, który znów goni mojego kota, w pewnym momencie do mojego domu zwala się cała rodzina - Rodziciel, Rodzicielka i Młody oraz Stary ze swoimi rodzinami. Siadamy do wspólnego stołu, pijemy wino, jemy i rozmawiamy. O życiu, o pracy, o dzieciach, o urokach i cieniach dorosłego życia. Partner znika ze Młodym i z Rodzicielem, żeby zobaczyć, co mu rzęzi ostatnio pod maską, ja z resztą rodziny zasiadamy do deseru. W pewnym momencie Rodzicielka niecierpliwi się, że jej ciasto ostygnie i krzyczy do mnie "Ej, powiedz chłopakom, żeby wreszcie wrócili, bo zrobiłam szarlotkę, przecież wiem, jak Partner ją uwielbia".



3 komentarze:

  1. no to oby ten obrazek z końcówki Twojej notki Ci się spełnił, u mnie to niemożliwe, więc nawet nie mam co marzyć o tym ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. wiesz, że My wszyscy o tym marzymy. Marzymy, żeby było normalnie. Dzięki z Buble, wiem co musi wrócić do samochodu kilka płyt

    OdpowiedzUsuń

Będzie mi miło, jeśli zostawisz po sobie jakiś ślad ;-)