Zeszly tydzień w robocie do najprzyjemniejszych nie należał, nerwówki dużo, oczekiwań jeszcze więcej i znamienne słowa szefa, że jak jest dużo roboty to może powinniśmy zostawać trochę po pracy, żeby to wszystko ogarnąć (charytatywnie, z potrzeby kurwa serca). Pędzę, lecę.
Ogólnie w robocie dziwne zawieszenie. Kotek i myszka - nie wyrzucą mnie, ale wiedzą, że sam chcę odejść. Atmosferę można ciąć nożem, ale póki nie dostałem lepszej oferty, to wybrzydzać nie mogę. Uśmiech nr 5 na twarz i żwawo wykonywać pracownicze obowiązki.
Wszystkie postanowienia póki co realizuję. I nie uwierzycie co.
Wczoraj nawet BIEGAŁEM.
Tak, dobrze czytacie.
Biegałem.
Ja.
Świat się kończy.
biegales :D a ile ;>
OdpowiedzUsuńgratuluje, tak trzymaj byle do maratonu, najgorszy pierwszy raz
OdpowiedzUsuńtylko się nie przewróć podczas tego biegania :P
OdpowiedzUsuń