Kolejna depesza z pociągu relacji
Poznań – Zapiździajewo.
Dziś byłem świadkiem oświadczyn.
Jeden koleś na środku poznańskiego dworca zapytał się swojej
kobiety, czy chce spędzić z nim resztę swojego życia. Wokół
nich koleś z kamerą, drugi z aparatem fotograficznym. Oklaski,
wiwaty, wzruszone nastolatki wzdychające „Boże, jakie to
romantyczne!”. Przeszedłem obok nich, niewzruszony,
podszedłem do biletomatu, żeby zapłacić za czekającą na mnie
podróż i zacząłem się zastanawiać jak ja bym rozegrał kwestię
swoich oświadczyn.
Co prawda do ich czasu upłynie jeszcze
trochę wody w Warcie. Bo ustawodawca musiałby wprowadzić
odpowiednie zmiany w polskim systemie prawnym, żebym miał możliwość
wzięcia ślubu (bo sorki memorki, ale ceremonia dla ceremonii, bez
żadnych konsekwencji prawnych mnie nie jara). No i przede wszystkim najpierw musiałbym się zakochać i takie tam sratytaty.
A co bym zrobił, gdybym stwierdził,
że chcę spędzić z tym Zbyszkiem czy Andrzejem resztę życia?
Kolacje ze złotymi sztućcami nie są
dla mnie. Tak samo jak flesze i zapewnianie o swojej wielkiej miłości
w otoczeniu obcych osób, które miały szczęście/nieszczęście
znaleźć się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Raczej nie
zaprosiłbym na wydarzenie całej mojej (i Jego) rodziny i
przyjaciół, bo ze stresu bym się zaciął i zapytał się „czy
chcesz zrobić mi dobrze i wyjść za mnie?” i mógłby moje
przejęzyczenie nieopatrznie zrozumieć.
Miłość jest uczuciem bardzo
intymnym. Nie trzeba się całować ze sobą non stop, nawet jadąc
tramwajem do Biedronki (choć czasem pocałunek na środku miasta
jest magiczny), nie trzeba o niej trąbić każdemu przechodniowi . A
zaręczyny to dla mnie obligacja takiej miłości na całe życie,
zapewnienia, że ten jeden facet będzie ze mną do końca moich dni.
Oczyma duszy mojej widzę taki obrazek.
Mała piękna plaża przy jakiejś hiszpańskiej wioseczce. Pijemy
wino. Leżymy i oglądamy zachód Słońca, na kocu leży talia kart,
bo graliśmy w makao, wokół nas nie ma żywej duszy. Tylko ja i On.
Łapię go za rękę, przytulam się do Niego. Jest miło, jak zawsze
z Nim. „Idziemy popływać, Anioł?”. „Za chwilę, najpierw
muszę się Ciebie o coś zapytać...”
najsłynniejszym ślubnym przejęzyczeniem i podobno częstym jest "i nie dopuszczę cię aż do śmierci". Coś się ostatnio tu za romantycznie robi ;)
OdpowiedzUsuńCoś się szykuje, albo Anioł się pomału starzej...
OdpowiedzUsuńAro
W czasach pluralizmu moralnego możesz zawrzeć białe małżeństwo. w odcieniu ecru.
OdpowiedzUsuńTeraz
OdpowiedzUsuńOto
Kocha
Inaczej
No zesz .... Dawno nie spedzilem calego popoludnia na lektorze . A Twoj blog przeczytalem od pierwszego do ostatniego wpisu. Niesamowity zapis dojrzewania i dorastania.
OdpowiedzUsuń