Zasmarkany Anioł dostał reprymendę od Rodzicieli, że siedzi po nocach zamiast spać, więc wziął od babci jakieś prochy na sen i poszedł spać o 11.
Dzisiaj wylądowałem w Poznaniu, wyskoczyłem na lekkostrawnego kebaba na obiad a później wpadłem do Starego, żeby w ramach odstresowania pograć w Diablo 3 (na moim netbooku mogę odpalić co najwyżej pasjansa).
Tak więc siedziałem przez 4 godziny ze słuchawkami na uszach, zostawiłem telefon w kurtce w trybie "nie odzywaj się, ja gram w grę". Okazało się, że Stary ze swoją dziewczyną zrobili małą posiadówę ze znajomymi, oglądali jakiś film i gadali o życiu a 2 metry od nich ja siedziałem jak nołlajf i rozpierdalałem kościotrupy <3
Właśnie wypadłem od nich, chwyciłem telefon a tam 6 nieodebranych i 5 smsów od moich uroczych przyjaciół i znajomych, którzy piszą, że strasznie się boją.
Może to kwestia tego, że uczyłem się o wiele mniej niż oni (bo nie stać mnie było na rzucenie pracy i siedzenie 3 miesiące na dupie na garnuszków rodziców i wkuwanie ustaw), ale po mnie to spływało. Do momentu, w którym nie oddzwoniłem do przyjaciółki i nie zaczęła mi mówić przez telefon, że z testów miała po 80-90% i żebym się nie denerwował (znajdujecie jakiś logiczny ciąg przyczynowo-skutkowy?).
Czekam na Młodego, który ma przyjść z kolejnym kebabem (w ramach kosztowania wszystkich specjałów w Poznaniu, tym razem ten z KFC) obejrzę jeszcze raz 3 odcinek glee (Blaine, czemu nie jesteś ciut wyższy, nosisz te brzydkie sweterki, masz pół kilo żelu na głowie i nie mieszkasz w Poznaniu? Byłyby większe, jakby bardziej realne szanse, żebyś nie rzucił na mnie nawet wzrokiem!) i spróbuję zasnąć.
Wszystkim podchodzącym jutro do egzaminu życzę powodzenia (obojętnie, czy to LEP, egzamin na aplikację, prawo jazdy czy ten z "Wierzę w Boga" na bierzmowanie) reszcie życzę spokojnej soboty (ponoć ma być ładna) i proszę nieśmiało o jakieś kciuki, czy coś.
Bo mimo moich ostatnich rozterek - fajnie by było zdać ten egzamin.
Inaczej żałowałbym, że za te 750 zł nie kupiłem sobie pięknej, skórzanej kurtki oraz starego Komara i nie wyjechałem sobie w siną w dal, choćby do Zielonej Góry!