Nie, moje życie towarzyskie nie kwitnie, uczuciowe tym bardziej. Nie, nie uczę się na kolejny egzamin. Nie czytam nawet książki.
Siedzę przed telewizorem albo kompem i oglądam Ryzykantów.
28 sezonów pełnych zarośniętych, męskich facetów chodzących bez koszulkach po plaży, walczących o przetrwanie w dziczy.
Zakochuję się w każdym po kolei, jaram się nimi jak jakaś 12 latka.
Jak już skończę się jarać, gaszę światło i zastanawiam się przez krótką chwilę, co robię nie tak z moim życiem. Bo kiedyś było o wiele bardziej pasjonujące.
Jak zakładałem po raz setny profil na planetromeo, podejrzewałem, że miłości tam raczej nie znajdę, ale nie wiedziałem, że dostanę kilka propozycji zarobkowo - zawodowych: 1) sjaki masz rozmiar stopy? Sprzedasz stare znoszone adiki i boxy? Zapłacę jak za nowe 2) siema, twoje dziury dziś będą należeć do mnie, zapłacę 100 zł, co ty na to?
I moja ulubiona trójka: Hey,
can I carry you sitiing on my shoulders as workout for 1 hour? would give you 50 euros for it, interestd?
I teraz nie wiem, ponoć w najbliższych latach rynek pracy prawników będzie nasycony i specjaliści nie wróżą takim jak ja super perspektyw, więc może jednak lepiej się przebranżowić?
Tylko nie wiem, może mi pomożecie wybrać, czy mam zostać gejowskim ciucholandem, kurwą czy żywym ciężarem do ćwiczeń.
Po tygodniowej poznańskiej absencji spowodowanej urlopem wypoczynkowym, spędzonym w Zapiździajewie, wróciłem do Aniołowego mieszkania, wypakowałem Aniołowe ciuchy do Aniołowej komody, walnąłem się na Aniołowym łóżku i myślę o tym, ile ton dokumentów do obrobienia zobaczę jutro z rana na Aniołowym biurku w Aniołowej pracy.
I sobie nucę po cichu, że trzeba było zostać dresiarzem, mieć żonę Dagmarę i synka Sebka.
Ile mniej nerwów!
Wieczorna posiadówa z okazji trzydziestopierwszej rocznicy ślubu Rodzicieli, trzeci drink, Rodzicielka poszła do domu, Młody załatwiać swoje biznesy, zostałem sam z Rodzicielem, rozmawiamy o życiu, studiach, doświadczeniach życiowych, przyszłości.
W pewnym momencie ni z gruszki, ni z pietruszki, wyciągnąłem fajkę, zapaliłem, wziąłem dużego łyka wódki z colą i palnąłem:
A: Tato, bo tego, um... Od dłuższego czasu, tego, mamy ze sobą ten, no, świetny kontakt i traktuję Cię bardziej jak przyjaciela, to znaczy nie zrozum mnie źle, zawsze będziesz dla mnie ojcem, ale no, kurde, chcę Ci powiedzieć, że w sumie um... ja czuję, że musisz wiedzieć, że, no tego... nie będę miał żony tak jak Młody i Stary będą niewątpliwie mieli, ale nie dlatego, że nie chcę brać ślubu, bo w sumie chcę, ale jakby to ująć, nie pozwalają mi jeszcze w naszym kraju pięknym brać ślubów. Chcę powiedzieć, że no kurwa, gejem jestem.
R: ...
A: Ale mi się łapy trzęsą, i co, jesteś zawiedziony, zły, czy cos?
R: Gdzie tam, jestes moim synem, wiec czemu mam Cię nie wspierać?
Potem coś było o tym, że Rodzicielka wie już od dawna, Młody i Stary w sumie też, o moich problemach z samoakceptacją jak miałem 16 lat ("skoro miałeś takie głupie myśli to mogłeś nam powiedzieć przecież, Anioł!"), o tym, że chciałbym kiedyś przyjść z facetem na rodzinnego grilla ("i czemu to ma być jakiś problem? Dla mnie to żaden nie będzie") i że ja naprawdę kocham moją rodzinę ("ja też, nawet nie wiesz jak bardzo").
Teraz przewiduję okres karencji, że przez jakiś czas między mną a Rodzicielem będzie trochę dziwacznie, w grę wejdą dodatkowe przytulania i mówienia "kocham Cię" dziesięć razy dziennie, a później wszystko ucichnie i za jakiś czas usiądziemy przy drinku w ogrodzie i normalnie, po ludzku, porozmawiamy o wszystkim, a to, że jestem gejem, będzie tylko jednym z wielu tematów.
Mimo wszystko, kamień z serca. Wszyscy moi bliscy już wiedzą. Pieprzyć resztę.
Każdy z nas marzy o tym, żeby ktoś cenił nas nie za wygląd (przynajmniej nie w przeważającej części), ale za inne nasze przymioty - na przykład osobowość, poczucie humoru, intelekt czy dobroć. Wiadomo przecież, że uroda przemija, ludzie chudną, tyją, siwieją, łysieją, chorują. Kwestie psychologiczne natomiast nie zmieniają się znacznie.
Ja też chciałbym kochać i być kochanym nie za to, jak wyglądam, lecz za to, jaki jestem. Nie jestem jednak jednym z tych, którzy uważają, że wygląd jest zupełnie bez znaczenia.
Osobiście nie mam jakiegoś swojego fizycznego typu, w tym sensie, że brunet, że opalony, że umięśniony, i że koniecznie metr osiemdziesiąt trzy wzrostu. Są jednak takie cechy fizyczne, które powodują, że, no sorry, jeśli ktoś takie posiada, to ciężko mi je na początku przeskoczyć. Należy do nich mały wzrost (sam jako ponad stu dziewięćdziesięcio centymetrowy facet czułbym się dziwnie z facetem poniżej 1.70 m), zniewieścienie, ogólne zaniedbanie (brzydkie zęby, tłuste włosy, niechlujne ubranie) czy chorobliwa chudość (naprawdę, już wolę nadwagę). Najważniejszą uwagę w wyglądzie zwracam jednak na twarz, musi być dla mnie ciekawa, męska i intrygująca. Dlatego sam mam na profilach kilka aktualnych zdjęć, którymi się dzielę w razie potrzeby.
Wysunę śmiałą teorię, że każdy z nas jest wzrokowcem. Facet, czy dziewczyna, starszy czy młodszy. Jeśli ktoś mówi, że wygląd nie ma dla niego żadnego znaczenia i najważniejsza jest osobowość, to już sobie wyobrażam, jak podchodzi do kobiety/faceta w pubie i mówi "przepraszam, musiałem podejść i Cię poznać, bo masz tak zajebisty intelekt!". Wygląd przyciąga. Taka prawda. Prawdą jest też, że początkowe zainteresowanie wyglądem musi pójść w parze z intelektualną sferą, bo jeśli nie ma wspólnych tematów i połączenia mózgów to na samym wyglądzie daleko się nie ujedzie. Nawet po seksie warto o czymś porozmawiać.
Fellow, kumpello, planetromeo i inne portale randkowe są takim wirtualnym pubem. Miejscem, gdzie kogoś poznaję, wymieniam się kontaktami, proponuję spotkanie i kontynuuję znajomość w realnym świecie. Ale co w przypadku, kiedy ktoś broni się rękoma i nogami przed wysłaniem zdjęcia? Zauważyłem, że jest kilka typów wymówek, poniżej przegląd maili z jednego tygodnia.
1) "Nie mam żadnych swoich zdjęć"
W dzisiejszych czasach nawet zegarki mają funkcję aparatów. Nie jest z przekonwertowaniem zdjęć na format jpg tak ciężko, jak jeszcze dziesięć lat temu. Byle który średnio rozgarnięty 13 latek potrafi wrzucić do internetu zdjęcie. "Nie mam zdjęcia" to żadna wymówka.
2) "Zobaczysz i się wystraszysz"
Och, no dobra, Ty wiesz lepiej jak wyglądasz, więc zaufam na słowo. Nie chcę mieć w nocy koszmarów.
3)"Nie wrzucam zdjęć dla zasady"
Ale dla jakiej zasady? Że niby chcesz, żeby ktoś zainteresował się Tobą za to, co sobą reprezentujesz, a nie jak wyglądasz? Rozumiem, że spotykając kogoś na mieście i chcąc go poznać, będziesz zakrywał twarz torbą, żeby najpierw odkrył Twoje wnętrze?
4)"Nie wysyłam zdjęć, jestem dyskretny"
Rozumiem, że nie wszyscy wstawiają swoje zdjęcia profilowe, są różne sytuacje, różne środowiska i różne zawody. Ale Ty powinieneś zrozumieć też, że nie wszyscy mają tak samo jak Ty i że jeśli ktoś nie chce się mimo wszystko z Tobą spotykać w ciemno, to nie znaczy od razu, że, cyt. "jest żałosny i zwraca uwagę tylko na wygląd jak każdy pedał, pewnie tylko na seks szuka", ale po prostu nie lubi akcji w stylu "spotkajmy się o ósmej trzydzieści pięć pod Neptunem, ja będę ubrany w czarną koszulę, zielone spodnie, granatowe buty i będę miał czerwoną różę w prawej ręce".
Tak naprawdę, jeśli dążysz do spotkania w tak zwanym realnym świecie, to żadne z powyższych uzasadnień zbyt dużej racji bytu nie ma. Obojętnie jaki jesteś dyskretny, jak brzydki się sobie wydajesz i jakie zasady stosujesz, nie przyjdziesz na spotkanie z papierowym workiem na głowie.
Więc może zamiast narzekać i kręcić nosem, warto uśmiechnąć się do aparatu?