... tydzień wolnego spędzony w Zapiździajewie, bez stresów, że jakaś terminówka, że na dziś trzeba zamknąć sprawę, że za mało pierdolonych dokumentów do podpisu dla szefowej względnie za dużo pierdolonych dokumentów do podpisu dla szefowej, że bilet miesięczny i fajki podrożały, z obiadkiem na stole i kawą z rana w miłym towarzystwie, bez laptopa którego "zapomniałbym" i bez tego całego pojebanego pedałoświata z fellow i pokrewnych?
Są takie dni jak dzisiaj, w których wracam sobie do domu i zaczynam rysować na kartce papieru plan techniczny maszyny do podróży w czasie, myślę o tym, skąd skombinować uranowe paliwo i że pierwsza podróż jaką wykonam to będzie do roku 1998.
Znajdę sobie Anioła w wersji junior i wpierdolę mu mówiąc "jak kiedyś powiesz, że chciałbyś być dorosły, to wrócę i poprawię".
-------------------
Wiecie, że wśród moich znajomych krąży plotka dotycząca mojej skromnej osoby? Bo jestem sam i w sumie z nikim się nie spotykałem za czasów studiów.
NA PEWNO JESTEM NIESZCZĘŚLIWIE ZAKOCHANY W ELIZIE! BO MI SERCE ZŁAMAŁA I
WYJECHAŁA DO WARSZAWY PRZERYWAJĄC STUDIA!
Nie tylko pedały są głupie i niedomyślne. Tak widocznie ma cały polski naród.
------------------
Kocham bloggera, kolejne słowa klucze w wyszukiwarce google, które prowadzą do mojego bloga: -fajne dupy (no tu są same fajne dupy, wiadomo) -rozmawiajmy po seksie (apel do społeczeństwa, żeby nie było tak jałowo) -będę miał seks w ten weekend (gratuluję!) -ciągoty do seksu (zazdroszczę, powodzenia!)
tyle o tym seksie, a ja na to wszystko za stary jestem x3
Polacy są smutnymi ludźmi. Bo jak inaczej nazwać takiego człowieka, który nie ma swojego życia i z premedytacją włazi w życie innym.
460 osób wczoraj decydowało o życiu setek tysięcy obywateli.
460 osób miało szanse dać innym prawo do szczęśliwego związku, z usankcjonowanymi prawami i obowiązkami.
Władza absolutna.
- Społeczeństwo nie może fundować słodkiego życia nietrwałym, jałowym
związkom osób, z których społeczeństwo nie ma żadnego pożytku, tylko ze
względu na łączącą ich więź seksualną! (Krystyna Pawłowicz, PiS)
- Zjawisko związków jednopłciowych jest sprzeczne z naturą. Projekty są
sprzeczne z konstytucją, są szkodliwe, niesprawiedliwe, naruszają zasadę
równości, prawo do intymności. Ekshibicjonistycznie pozwalają obnosić w
przestrzeni publicznej skłonności seksualne, czym naruszają poczucie
estetyki i moralności większości Polaków (Krystyna Pawłowicz, PIS)
- Homoseksualizm od wieków uważa się za poważne zepsucie. Propagatorzy
homoseksualizmu podjęli podstępną próbę zrównania związków
homoseksualnych z heteroseksualnymi (Tadeusz Woźniak, SP)
- Dekalog jest podstawą dla wszystkich prawników. Tam jest
napisane: Nie pożądaj żony bliźniego swego, a nie partnera swego (Kazimierz Ziobro, SP)
Smutni ludzie, tyle żalu...
-----------
Tak dla odmiany, trochę weselsze sposoby na walkę o swoje prawa:
Siedemnastoletni osiemnastolatek z ostatniej notki nie chce się poddać.
"Ale mi Twój wiek nie przeszkadza(!)! Zawsze chciałem mieć starszego faceta(!!) bo kręci mnie dojrzałość(!!!)"
No kurwa. To pojechał.
Hm, a może faktycznie jestem już stary, dojrzały i powinienem się cieszyć, że komuś ten mój dwudziestopięcioletni wiek pasuje?
---------------
W ogóle zima na mnie źle działa. Czuję, że moja chuć umarła śmiercią naturalną.
Dzisiaj na przykład zagadał do mnie na fellow facet, do którego wzdychałem bodaj od początku studiów. Bo taki się wydawał inteligentny, uśmiechnięty i w chuj przystojny. Kilkukrotnie mnie olał i zdążyłem już pogrzebać plany o wspólnym życiu w drewnianym domku za miastem, czerwonym samochodzie z otwieranym dachem i piknikach nad rzeczką. A tutaj siupryza w chuj.
No i pisze "co słychać"
To mu odpisałem "złote przeboje" (bo właśnie radia złote przeboje słuchałem)
A później zarzucił jakże elokwentnym w chuj tekstem "hehe"
I chwilkę potem, jakby reflektując się za poprzednią wypowiedź, nie wnoszącą nic do tematu, dodał: "mi się nuudzi wpadniesz do mnie na mały seksik".
A ja nie mam ostatnio ochoty na seks. A na pewno nie mały.
Zobaczcie, jakie to pedalskie życie jest dziwne. Człowiek kilka lat wzdycha i ocha do trzech zdjęć i kilku zdań wielokrotnie złożonych. I kurwa troche mu nawet przykro, że te trzy zdjęcia i kilka zdań wielokrotnie złożonych nie odpisuje na jego próby łapania kontaktu.
No a później odzywa się.
I w sumie lepiej było, gdy tego nie robił.
Ponoć czwarteczek to taki mały piąteczek. Idąc dalej, środunia to taku mały czwarteczek, wtoreczek to już prawie środunia, a poniedziałek już w sumie za mną (zresztą, jak się siedzi samemu w biurze bo kumpel na urlopie, to można powiedzieć zawsze "nie mogłem nic zrobić, bo okurwaaa tyle telefonów, że nie miałem w co najpierw ręce włożyć". Tak więc nie jest źle, już mamy prawie weekend! Cieszę się. Umiarkowanie.
----E
Ja wiem, że mówiłem o tym, że chyba zacznę się zakręcać koło młodszych facetów, bo w sumie mają więcej czasu i więcej im się jeszcze w życiu chce. Ale dzisiaj dostałem maila od jakiegoś kola z Lublina, co to napisał, że chciałby mnie poznać. Powtarzam, z Lublina!
Wiek nie-wiadomo-ile. To się go pytam, ile ma lat, bo ze zdjęć to taki młodziutki-młodziutki się wydawał. Napisał mi, że rocznikowo 18.
Diabeł: A urodziny kiedy masz?
Lolitek: No, w grudniu.
Zadzieram kiecę i lecę. Do Lublina! Poznać miłość mojego życia, co ma rocznikowo 18 lat. Czyli 17 i jeden miesiąc. Niektóre pedały dziwnie dojrzewają, najpierw przez długi czas mają lat osiemnaście, a jakiś czas później wiek zatrzymuje się im na 35-40 latach. I ani drgnie.
----E
Poczekajcie chwile, bo idę przerzucić kurczaka
----E
Okej, przerzuciłem. Pomyślałem sobie, że jest tak zajekurwabiście zimno na dworze, że nie chce mi się co wieczór zapierdalać do sklepu (aż 300 metrów w jedną stronę!). Najchętniej zrobiłbym ogromne zakupy, wrócił do domu, zbudował bazę z koców i mebli i schowałbym się tam tak do kwietnia. Ale nie mogę, bo do pracy trzeba iść pieniążków zarobić.
To wdrożyłem w życie plan B. Czyli robię żarcie na kilka dni, żeby tylko sobie odgrzać, jak potrzeba.
Mój kolega pewnie by napisał, że to złociste roladki kurczaka nadziewane szpinakowym, zielonym farszem czosnkiem, ziołami z podsuszaną kiełbasą, ale ja napiszę prościej, że robię cycki z kury ze szpinakiem i kiełbasą w środku.
W każdym razie zabieram się zaraz po powrocie do domu za rozbijania tych części ciała kurczaka, za którymi u ludzi nie przepadam, później robię farsz i zaczynam panierować. Burdel w kuchni nieziemski, bo tworzę. I dzwoni ktoś do drzwi.
Pomyślałem sobie: "Kolęda? Omajgasz, radio leci na cały regulator, więc nie mogę pójść na przymusową drzemkę. Chuj, najwyżej otworzę i powiem "Sorry ksiądz, ja tu obiad robię". Sąsiadki - Emerytki ponarzekają trochę, że antychryst, że księdza do domu przyjąć nie chce, ale przekupię je posprzątaniem calutkiego korytarza i będzie spokój.
Otwieram wrota do Diabelskiego mieszkania
A tam "Dzień dobry, wymiana wodomierzy".
I dobrze i niedobrze, bo ja tu obiad robię, w szał kurwa twórczy wpadłem, a tu mi chcą grzebać pod zlewem i koło kibla. No ale powiedziałem im "Dobra Panowie, róbcie co chcecie, ja idę na fajkę, tylko mi nie podżerać!".
Pogadaliśmy sobie później o księżach troszuńkę, wymsknęło mi się, że z innej branży jestem niż sutannowcy, więc mam zarezerwowane miejsce w jednym z kręgów piekieł.
Pan od Liczników (swoją drogą fajna dupa): A co Pan skończył?
Diabeł: To i to.
Pan od Liczników: Heh, kurwa, bo ja zarządzanie i marketing. I teraz sobie kurwa tak zarządzam.
Mieliście w tym miejscu przeczytać o tym, jak to fajnie prowadzić bloga, że 400 postów minęło szybko jak ojapierdolę, że dzięki temu miejscu poznałem kilka naprawdę sympatycznych osób. Miał być też później akapit pełen refleksji, tego, jak się Anioł zmienił, przez co przeszedł żeby być (w miarę) szczęśliwym (prawie) 25 latkiem. I jeszcze jakieś podziękowania dla tych emerytowanych, i tych nowszych czytelników, bo to dzięki nim tak naprawdę chcę pisać i dzielić się tym, co w mym sercu pisze.
A na końcu miałem zamieścić jakiś fajny zajebiście w chuj cytat a'la Paolo Coehlo, coś w stylu "blog jest jak bekon, choć sam jeszcze nie wiem dlaczego".
No i obowiązkowo jakieś graficzne pozdrowienia w stylu pokazania czubka nosa, brody czy zakoli na głowie, zrobione w instagramie, w sepii bo vintage styl jest najbardziej popularny w gejsrodowisku.
Tego wszystkiego nie będzie.
Będzie za to:
"Dzięki, że jesteście".
--------------------------------------
Chyba się uwsteczniam. Na blogu 400 postów a ja nie potrafię nawet napisać kilku zdań o sobie w fellowowym okienku "O mnie".
Także tego.
Kolejna para się zaręczyła, kolejna para doczekała się potomka. Kolejny śnieg za oknem. Kolejne spóźnienie się na tramwaj przez śliskie chodniki. Kolejna wiadomość na felku, kolejna dupa. Kolejny samotny wieczór spędzony na opierdalaniu się. Kolejne wątpliwości na temat kariery i tego, co chcę robić w życiu. I gdzie chcę to robić.
Nie wiem jak u Was, ale ja czuję, że kolejny mój dzień jest powtórką odcinka jakiegoś serialu. Strasznie nudnego i niezbyt ambitnego. Póki co zwalam na aurę za oknem, bo przecież jak można żyć, kiedy za oknem jest ciemno, zimno i brzydko? Czuję się jak niedźwiedź, któremu nie pozwolono zasnąć, ubrano w garnitur, dano teczkę z dokumentami i rozkazano wstawać co rano i iść do roboty, wykonując ważniejsze i mniej ważne sprawy.
Byle do następnej przerwy na papierosa. Byle do 16.00 Byle do piątku.
I tak przez następne 42 lata.
Nie wiem co zrobić, bo nie chcę żeby moje życie było...
...byle jakie.
Zawsze sobie myślałem, że bloggerzy są jednymi z tych, co to "nie grzeszą urodą, nadrabiają intelektem", a tu okazuje się, że z Was są całkiem fajne dupy!
Plan na ten weekend, wyspać się we wszystkich pozycjach.
Ostatnio właśnie tę formę rekreacji w łóżku preferuję.
Tym, którzy jednak wolą w łóżku się pomęczyć, życzę cudownych wrażeń. I pamiętajcie:
"Oral sex makes your day, anal sex makes your hole weak"
Miało dzisiaj nie być notki, w planach za to było ciekawie zapowiadające się spotkanie z pewnym facetem w wieku ~30tki, kawa na mieście, spacer wieczorową porą, piwo jedno, drugie, piąte, powrót do domu i piątek na kacu.
Ale plany, jak to plany, mają tendencję do psucia się. I tak z romantycznego wyjścia została kawa, wciśnięta gdzieś w grafik pewnego faceta pomiędzy powrotem z pracy i spotkaniem z kolejnym kontrahentem.
------------------------------
Ostatnio jeden z młodszych czytelników powiedział mi, że był pewien, że Anioł woli młodszych od siebie chłopaków. Na początku chciałem go wyprowadzić z tego błędu, bo najmłodszy facet, z którym się spotkałem był młodszy ode mnie o jakiś rok, za to najstarszy... okej, przemilczmy to.
Ale w sumie pomyślałem sobie, że już mam dosyć tych starszych ode mnie kolesi.
Tak naprawdę każdy wiek ma swoje wady i zalety, jak byłem młodszy, to jarało mnie trochę bardziej to, że ktoś jest ode mnie kilka lat starszy, bardziej doświadczony i takie tam sratytaty. Dziś sam jestem kilka lat starszy i przestaję uważać, że starszy znaczy lepszy.
Bo to jest tak. Albo tak jak dzisiejszy niedoszły (czyli zwykle właśnie ci w przedziale 25-30 lat) są tak pochłonięci swoim zawodowym życiem, że znajdują czas wolny raz na dwa tygodnie, żeby szybciutko spotkać się na kawie, porozmawiać (o pracy), położyć telefon na stole (bo ktoś może zadzwonić!) i raz na jakiś czas powiedzieć "młody jesteś, zobaczysz za kilka lat"."Lubisz muzykę?" "A, nie mam czasu jej słuchać, słucham radia". "Przeczytałeś ostatnio coś fajnego?", "A, nie mam czasu ostatnio czytać". "Jakie filmy lubisz?" "Te co w telewizji wieczorami lecą".
No kurwa.
Ci dużo starsi nie są o wiele lepsi. "Po co mamy latać po knajpach, nie lubię, wpadniemy do mnie na kawę" - chuj, że ustalenia były trochę inne. Zamiast fajnego wyjścia jest rozpuszczalna kawa w kubku z kotkami we własnym mieszkaniu, z włączonym telewizorem, gdzie zwykle leci TVN24 albo "Dlaczego ja?", siedzisz sobie w tym kolesiowym M kupionym na kredyt i zastanawiasz się "Co teraz? Odezwać się, czy nie, bo akurat w telewizji dziewczyna mówi swoim rodzicom, że jest w ciąży, ale nie wie z kim, więc nie chcę przeszkadzać". Pijesz kawę w kubku z kotkami, gapisz się w ekran i po godzinie zamawiasz taksówkę, bo już dłużej nie możesz wysiedzieć w miejscu, "Dlaczego ja?" się skończyło a oni sami coraz bliżej się do Ciebie przysuwają, bo "przecież skoro już jesteśmy w domu i tak fajnie się spędza czas, to może przeskoczymy te kilkanaście stopni znajomości?".
Wstajesz, mówisz "Siema, miło było poznać' i uważasz, żeby nie dopowiedzieć "do następnego razu".
Strasznie mi przeszkadza to, że teraz wszystko jest takie na odpierdol. Kiedyś było inaczej, w wielu przypadkach czuć było to połączenie, tę iskrę zapalną łączącą mnie i faceta, z którym się spotkałem. Z jednego piwa robiło się pięć, z szóstej wieczorem - jedenasta w nocy. Nie rozmawiało się o pracy, w tle nie leciały "Trudne sprawy". Słuchało się tej drugie osoby. I wychodziło chwiejnym krokiem z uśmiechem na ustach, bo "kurde, ale było fajnie".
Nie wiem, jak Was, ale mnie strasznie śmieszą takie przebłyski inteligentnego humoru spotkane zwłaszcza w miejscach, gdzie zwykle go się nie spotyka. ;-)
---------------------------
Ubranie tenisówek do roboty w taką pogodę, jak dzisiaj w Poznaniu było naprawdę głupim pomysłem.
Jeszcze głupsze było rozmawianie przez telefon, wracając z roboty w tenisówkach, w taką pogodę jak dzisiaj w Poznaniu. A najgłupsze było biegnięcie po pracy do tramwaju, z telefonem przy uchu, w tenisówkach, w taką pogodę jak dzisiaj w Poznaniu.
Takiego orła wywinąłem ostatnio prawie dwa lata temu, tyle że wtedy śpieszyłem się na obiecującą randkę z Hamerykaninem, a teraz? Chciałem jak najszybciej wrócić do pustego domu, żeby zjeść warzywka na patelnię, obejrzeć nowy odcinek FamilyGuy'a i umyć podłogę.
I love my life
Kolejny raz po weekendzie czuję się jeszcze bardziej niewyspany, niż przed nim. Nie, że imprezowałem (gdzież by tam,!), nie, że spędziłem cały weekend z jakimś kolesiem i wyruchany czuję się bardziej dosłownie, niż w przenośni.
Rodzina zadzwoniła - 'Anioł, przyjedź proszę na kawę, przy okazji założysz nam internet i nauczysz, jak się tym ustrojstwem obsługiwać'. To pojechałem, bo nie dość, że za kochany jestem (przeczytajcie poprzedni post) i za mało asertywny, to jeszcze lubię pomagać innym.
Anioł już taki jest, że z uśmiechem pismo napisze, komputer naprawi, a jak będzie trzeba to i poród odbierze.
W sobotę 200 kilometrów pociągiem z piętnastminutową przesiadką w Poznaniu na spalenie papierosa i do Zapiździajewa, na małe rodzinne spotkanie. Dzięki rozmowie googletalkowej z BJem, zwanym przeze mnie pieszczotliwie BlowJobem, podróż minęła mi szybko (w ogóle chłopaki, nie chcę nic mówić i bawić się w Alfonsa, czy inną swatkę ale z niego fajna dupa jest!).
Taki mały paradoks, spałem w weekend 8 godzin, i zamiast teraz sobie trochę nadrobić - wybieram pisanie, jaki to ja jestem niewyspany.
Uzależnienie od bloga level 86. Ale w przeciwieństwie do moich pozostałych uzależnień, to jest stosunkowo bezpieczne ;-)
Dostałem dzisiaj lekką burę od Mimy, z którą bawiłem się ubiegłej nocy. Bo chyba zbyt poważnie wzięła przykazanie swojej mamy: "olej imprezę samych par, umrzesz z nudów, weź Anioła i idźcie na tę imprezę, gdzie prawie nikogo nie będziecie znać! Może któreś z Was znajdzie tam jakiegoś fajnego faceta!".
Tak więc poszliśmy na tę imprezę i wiecie, jak prawdziwy Dżentelmen dbałem o to, by Mima miała coś do picia, by nie tańczyła sama na parkiecie i by nie siedziała sama na tyłku sprawdzając SMSy, zamiast sobie z kimś porozmawiać. Oczywiście też nie non stop, bo musiałem przecież wyjść czasem na fajkę, pogadać z dalekimi znajomymi, czy coś.
A później wyszedłem z nią z imprezy i odprowadzałem ją przez pół miasta, żeby sama nie szła do samochodu.
Tak więc wracam chwiejnym krokiem do domu i dostaję pięknego smsa:
"Dzięki za wszystko Anioł, ale następnym razem nie zajmuj się mną cały czas i sam się też trochę pobaw. Wiesz, po prostu z daleka to wyglądało jakbyśmy byli parą, albo co najmniej jakbyś próbował mnie poderwać. Po prostu daj sobie spokój, bo jeśli tak nasze imprezy będą wyglądały, to będziemy imprezować w duecie do emerytury".
No i teraz nie rozumiem, zawsze myślałem, że bycie dobrym kolegą jest raczej cechą pożądaną, nie przywarą.
A może Mima ma rację i na przyszłość powinienem zakodować, że kumpel gej jest fajną sprawą, ale nie w tłumie potencjalnych kandydatów na Mimowego męża?
Tak więc mam dwie opcje. Albo będę większym chujem (dla dobra ogółu), albo znajdę sobie inny obiekt, dla którego mógłbym być za kochany.
Ewentualnie w którym mógłbym być zakochany.